Po długich oczekiwaniach na horyzoncie pojawiła się ciężarówka z plandeką, gdzie mogli się ukryć. Udało się ją zatrzymać! Wtem na horyzoncie pojawiła się kolumna niemiecka. Zamachowcy szybko wcisnęli się w ziemię i czekali na rozwój zdarzeń.
Od początku działalności administracji okupacyjnej aż do końca 1940 roku, stanowisko Kreishauptmanna, czyli starosty powiatu Garwolin zajmował dr Klein. Był on człowiekiem wyrozumiałym i o łagodnym usposobieniu. W tym czasie mieszkańcy Warszawy i całego powiatu nie doświadczali zbyt ciężko rygorów władzy okupacyjnej. Jednakże zmieniło się to w 1941 roku, kiedy urząd Kreishauptmanna powiatu Garwolin objął Karl Ludwig Freudenthal, doktor nauk prawnych i wyższy oficer SS. Od tego momentu skończył się czas względnego spokoju dla warszawiaków.
Ofiarami akowskich likwidatorów najczęściej byli funkcjonariusze niemieckiej policji oraz niemieckich służb bezpieczeństwa, którzy brali czynny udział w prześladowaniach i morderstwach polskiej ludności. Niemniej jednak za wdrażanie polityki terroru odpowiedzialni byli również urzędnicy cywilnych struktur okupacyjnych, w tym właśnie starostowie - Kreishauptmani. 6 lipca 1944 roku akowskie kule trafiły jednego z nich – Carla Freudenthala, który rządził powiatem garwolińskim żelazną ręką.
Karl Ludwig Freudenthal. Urodził się 8 czerwca 1907 roku w Güstrow, zmarł 5 lipca 1944 roku. Doktor praw, wyższy oficer SS, od stycznia 1941 roku objął funkcję Kreishauptmanna (starosty) powiatu Garwolin. Na Uniwersytecie w Rostocku kształcił się w dziedzinie prawa oraz nauk politycznych.
Po objęciu stanowiska w Garwolinie, przekształcił lokalną plebanię na swoją rezydencję, usuwając z niej miejscowych duchownych. W styczniu 1941 roku jedną z jego pierwszych decyzji było wydalenie mieszkańców żydowskich z Garwolina oraz ich przewiezienie do gett w takich miejscowościach jak Żelechów, Sobolew, Łaskarzew i Parysów. Do końca 1942 roku, na polecenie Freudenthala, Gestapo oraz żandarmeria zabiły w mieście i jego okolicach 890 osób, a 2100 innych wywieziono do obozów koncentracyjnych lub do pracy przymusowej.
Dnia 28 lutego 1944 roku osobiście kierował akcją pacyfikacyjną, w której uczestniczyły niemieckie siły żandarmerii, policja kryminalna, Schutzpolizei i Sonderdienst, w trakcie pacyfikacji wsi Wanaty, gdzie brutalnie zamordowano 109 jej mieszkańców.
Za dokonane zbrodnie został skazany na karę śmierci. Wyrok wydał Sąd Delegatury Rządu na kraj w latach 1942-1943. Został zastrzelony 6 lipca 1944 roku podczas zamachu przeprowadzonego przez 8 konspiratorów, wśród których byli: ppor. "Ziuk" (Wacław Matysiak) – dowódca akcji, st. sierż. "Czarny" (Jan Piesiewicz) i st. wachm. "Sęk" (Stanisław Jaworski) – zastępcy dowódcy oraz wachm. "Grześ" (Franciszek Lussa), plut. "Kruczek" (Stefan Zysk), st. strz. "Grab" (Stanisław Tobiasz), st. strz. "Brodacz" (Henryk Winek) i st. strz. "Szczupak" (Kazimierz Wielgosz) – członkowie grupy dywersyjnej AK z Garwolina (KEDYW).
Freudenthal był krewnym innego zbrodniarza wojennego, generała gubernatora Hansa Franka, co zresztą stale i dumnie podkreślał. Ten despotyczny przywódca zasłynął z niezwykłej nienawiści do Polaków, a jego rządy były naznaczone serią brutalnych działań i okrucieństwa. Już w styczniu 1941 roku, w pierwszym miesiącu po objęciu stanowiska starosty, Freudenthal zlecił wywiezienie z Garwolina obywateli żydowskiego pochodzenia, przesiedlając ich do gett w Żelechowie, Sobolewie, Łaskarzewie i Parysowie. Wydał rozkaz gestapowcom i żandarmom, aby każdego złapanego w mieście Żyda, zastrzelić na miejscu.
To jednak nie koniec brutalnych działań zainicjowanych przez Freudenthala. W drugiej połowie 1941 roku, na jego rozkaz, w samym centrum miasta powstał obóz karny, w którym Niemcy przetrzymywali jednocześnie ponad 200 osób. Wielu z nich, niezależnie od warunków atmosferycznych, musiało przebywać pod gołym niebem. W obozie maltretowano polskich obywateli, głównie rolników, aresztowanych za nierealizowanie wygórowanych kontyngentów żywca i zboża. Strażnicy dowodzeni przez oficera SS Lorentza stosowali różne wymyślne metody tortur np. co godzinę lub dwie urządzali nocne zbiórki, stosowali również różnego rodzaju wyczerpujące ćwiczenia fizyczne, dotkliwie bijąc najmniej sprawnych więźniów.
Zaraz po objęciu stanowiska starosty, Freudenthal pozbył się również duchownych z plebanii, przebudowując ją w swoją osobistą rezydencję. Otaczający ją ogród o powierzchni około 3 hektarów przekształcił natomiast w park. To nie jedyne zmiany, które wprowadził. Zlecił także prace adaptacyjne obejmujące m.in. układanie nawierzchni parkowych alejek, meliorację oraz zniwelowanie terenu z użyciem wału, a także nasadzanie nowych drzew. W części prac, np. do ubijania terenu z użyciem wału i lin, pracę koni mechanicznych zastępowano siłą ludzkich mięśni. To właśnie „zaprzężeni” więźniowie, po pięciu na każdej z lin, ciągnęli ciężki wał, poganiani przez strażników pejczami. Gdy na miejscu pojawiał się Freudenthal, strażnicy ustawiali się po obu stronach robotników i bezlitośnie ich katowali. Ten widok niezmiernie cieszył Freudenthala, który z uśmiechem na ustach przyglądał się wszystkiemu. Te okrutne sceny przypominały epokę niewolnictwa, do której tak gorliwie stała się nawiązać hitlerowiec.
Innym przykładem brutalnych praktyk stosowanych w czasach rządzenia Freudenthala były metody egzekwowania od rolników wygórowanych kontyngentów rolnych. Do wyznaczonej miejscowości Kreishauptmann przybywał w towarzystwie „czarnych” i żandarmów. Jeśli któryś z rolników nie był w stanie udowodnić, że dostarczył towar na czas, wymierzano mu karę cielesną na oczach zebranych. Gestapowcy kładli go na ustawioną na środku drogi beczkę i bili go pejczem tyle razy ile ustalił Freudenthal. W sytuacji, gdy rolnicy pomimo wymierzonych kar, nadal nie mogli dostarczyć określonych plonów, wówczas Freudenthal, rekwirował posiadany przez nich żywy inwentarz i nakazywał rozbiórkę zabudowań. Rolnika zaś wraz z całą rodziną wysyłał do Rzeszy. W źródłach historycznych można znaleźć również wzmiankę o sytuacji, w której wykonano karę śmierci. Ofiarą był polski rolnik pochodzący ze wsi Ksawerów - Stanisław Pietrzak, który na polecenie Freudenthala, został publicznie powieszony na rynku w Żelechowie.
17 lipca 1942 roku warszawskie Gestapo, z pomocą Freudenthala, aresztowało i zamordowało wielu obywateli powiatu. Wśród zatrzymanych znaleźli się m.in. ks. Marian Juszczyk, notariusz Jan Pinakiewicz, chorąży 1 Pułku Strzelców Konnych i członek sztabu Obwodu AK Garwolin, Narcyz Witczak-Wiaczyński. Aresztowano również pracownika warszawskiego magistratu Bolesława Warownego, który znalazł się w areszcie przez pomyłkę. Gestapowcy szukali bowiem Jana Zaniewskiego, byłego studenta prawa. Nie wiedzieli jednak, gdzie dokładnie mieszka. Niemcy posiadali jedynie informację, że jest on garbaty, więc o taką osobę rozpytywali okolicznych mieszkańców. Ktoś, nieświadomy zagrożenia, wskazał, że taki człowiek pracuje w magistracie. I tak dotarli do Bolesława Warownego, który również był garbaty.
Informacje o planowanych aresztowaniach dotarły do wywiadu AK stosunkowo późno, przez co nie wszyscy mogli zostać ostrzeżeni. Udało się jednak w porę powiadomić kilkanaście osób. Część z nich np. ks. Juszczyk i chorąży Witczak-Witaczyński, nie bali się i pomimo zagrożenia pozostali w swoich posterunkach. Ksiądz kanonik, rozmawiając z osobami, które namawiały go do ucieczki, przyznał, że zdaje sobie sprawę z faktu, że godziny jego życia są policzone, jednak obowiązek kapłana i honor Polaka nie pozwalały mu na ucieczkę przed prześladowcami.
Chorąży Witczak-Witaczyński także prezentował podobną postawę. Zaraz po zatrzymaniu został wywieziony na Pawiak, gdzie spędził kilka miesięcy. Dzielnie znosząc niezwykle ciężkie przesłuchania, nie wydał nikogo z konspiratorów. Po fiasku przesłuchań odesłano go do obozu w Majdanku, gdzie niedługo potem zmarł śmiercią męczeńską. Notariusz Pinakiewicz, ksiądz Juszczyk oraz pracownik magistratu Bolesław Warowny zostali wywiezieni do lasu koło Pilawy i zastrzeleni. Ich ciała zakopano na drodze, a w celu zatarcia śladów zbrodni, miejsce ich pochówku zostało rozjechane przez kilka samochodów. Ten brutalny mord był osobistą „zasługą” Freudenthala, który wyjątkowo nienawidził duchowieństwa i polskiej inteligencji.
Na polecenie lub za zgodą Freudenthala, do końca 1942 roku, gestapowcy oraz żandarmeria zamordowały na obszarze miasta i powiatu 890 osób. Ponadto 2100 osób zostało wywiezionych do obozów koncentracyjnych lub zmuszonych do pracy przymusowej. Za te zbrodnie Sąd Delegatury Rządu na Kraj na przełomie lat 1942-1943 skazał Freudenthala na karę śmierci.
Obserwacja Freudenthala
Starostą zainteresował się na początku 1943 roku wydział oddziału „Osa” – „Kosa 30”. W działaniach mających na celu jego rozpracowanie Freudenthala uczestniczyli m.in. Irena Klimeszowa ps. „Bogna” oraz chor. Aleksander Kunicki pseudonim „Rayski”. W tym czasie wywiad Obwodu Garwolin uzyskał informacje o częstych służbowych wizytach starosty w Warszawie. Rozpracowano trasę jego podróży oraz system konwojowania przez ochronę. Pomimo wykonania niezbędnego rozpoznania oraz przygotowania planu likwidacji, realizacja akcji została opóźniona do lata 1944 roku.
W międzyczasie Freudenthal nie próżnował i przeprowadził kolejną masakrę. 28 lutego 1944 roku Niemiec brał udział w pacyfikacji wsi Wanaty, w której gestapowcy, żandarmeria oraz własowcy na rozkaz starosty, zamordowali 109 osób, wśród których było 50 nieletnich. Wieś doszczętnie spalono. Świadkiem tej masakry był mieszkający w sąsiednim Żelechowie, Antoni Łapocz. „W toku odbywania się poboru [na roboty przymusowe – W.K.] usłyszałem od mieszkańców wsi Łaskarzew, że pali się wieś Wanaty. (…) Po upływie kilku godzin dowiedziałem się od sołtysów, że Freudenthal pojechał z nimi do Wanat. Sołtysi mówili, że zastali tylko zgliszcza w Wanatach… W tym samym dniu, w godzinach popołudniowych, przed zachodem słońca, pojechałem do wsi Wanaty. Wszystkie budynki zastałem spalone. Widziałem wiele zwęglonych zwłok, leżących obok murowanych kominów.” – relacjonował.
Tragiczne wydarzenia w Wanatach przeważyły szalę goryczy i spowodowały przyspieszenie działań przygotowawczych do akcji likwidacji Freudenthala. Wcześniej opracowany plan zakładał eliminację starosty podczas jego podróży do Warszawy na odcinku tzw. szosy lubelskiej, w okolicach wsi Anielinek (obecnie część Bociana), w pobliżu Kołbieli. Uzyskano zgodę dowództwa Obwodu AK Mińsk na przeprowadzenie akcji na tym terenie. 5 lipca jeden z agentów Obwodu Garwolin poinformował, że tego dnia Freudenthal będzie wiózł swoją rodzinę na pociąg do Warszawy, skąd mieli później udać się do Niemiec.
Postanowiono przeprowadzić akcję następnego dnia, podczas powrotu starosty z Warszawy. W operacji miały wziąć udział dwie grupy konspiratorów: 12 osób z Garwolina oraz 10 z Woli Rębkowskiej, jednak z powodu trudności w okolicy Anielinka na miejscu pojawiło się jedynie ośmiu żołnierzy z Garwolina, dowodzonych przez szefa obwodowego Kedywu, ppor. Wacława Matysiaka ps. „Ziuk”. Aby dotrzeć na miejsce, żołnierze doświadczyli silnego stresu, ponieważ podróż odbyła się nie pieszo, jak pierwotnie planowano, lecz zarekwirowanym samochodem, który przejechał przez niemiecki punkt kontrolny, który na szczęście w owym czasie pusty.
W latach 1939-1940 na obszarze Obwodu AK „Gołąb” - Garwolin powstało dziesięć grup dywersyjno-sabotażowych, złożonych z 12-20 żołnierzy każda. Te jednostki stanowiły część Kedywu Obwodu, dowodzonego przez podporucznika Wacława Matysiaka ps. „Ziuk”.

Wacław Matysiak ps. „Ziuk”, „Ostoja”
Urodzony 18 grudnia w 1904 roku w Krukówka, powiat Puławy, zmarł w 1985 roku. Pochodził z rodziny robotniczo-chłopskiej. Syn Andrzeja i Bronisławy z domu Szkoda.
Do czynnej służby wojskowej został powołany w październiku 1925 roku. Służył w 1. Pułku Strzelców Konnych w Garwolinie. Jest absolwentem szkoły podoficerskiej, którą ukończył z oceną celującą. Awans na plutonowego otrzymał w 1928 roku. Został podoficerem zawodowym. Pełnił funkcję zastępcy dowódcy plutonu CKM.
W latach 1929-1933 był wysyłany do Ciechanowa oraz Ostrołęki jako instruktor broni na kursy w dywizyjnej szkole podoficerskiej CKM. Centralną Szkołę Strzelecką Piechoty w Toruniu ukończył w 1932 roku, a dwa lata później z powodzeniem ukończył kurs Centralnej Szkoły Kawalerii dla podoficerów w Grudziądzu.
Po wielu próbach, udało mu się ostatecznie wrócić do pułku, w międzyczasie przygotowując się do Szkoły Oficerskiej w Bydgoszczy. Plany te jednak nie doszły do skutku z powodu problemów rodzinnych.
W 1939 roku będąc w szarżach 1 Pułku Strzelców Konnych Zmotoryzowanych, działającego w ramach Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej, jako dowódca plutonu CKM, uczestniczył w obronie przepraw na Wiśle w rejonie Dęblin – Józefów, obejmującym miejscowości takie jak Józefów, Solec, Annopol oraz Księżomierz, aż do ostatniej bitwy pod Tomaszowem Lubelskim. Po zakończeniu walk i uniknięciu niewoli, wrócił w okolice Garwolina, gdzie nawiązał kontakty z innymi kolegami, którzy, podobnie jak on, byli wolni. W drugiej połowie października 1939 roku utworzył grupę konspiracyjną z żołnierzy 1 PSK. W jej skład jako pierwsi weszli: Chorąży N. Witczak Witaczyński, wachm. W. Matysiak oraz wachm. Wł. Giczan. Grupa szybko rozrosła się do kilkunastu żołnierzy z 1 PSK. W połowie listopada 1939 roku na terenie powiatu zaczęła działać konspiracja pod nazwą SZP, a komendantem obwodu, czyli powiatu, został porucznik Zygmunt Żebracki z 15 pp „Żeliwa”. Grupa 1 PSK podporządkowała się porucznikowi „Żeliwie” i weszła w skład SZP, a później ZWZ-AK, gdzie jej członkowie zajmowali różne odpowiedzialne funkcje, jednocześnie kontynuując prace nad odbudową 1 PSK.
W szeregach SZP-ZWZ-AK pełnił kilka funkcji:
- od połowy października 1939 r. do drugiej połowy 1949 r. kierownik organizacyjny Obwodu, gdzie otrzymał polecenia utworzenia grup (drużyn) dywersyjno-sabotażowych na całym terenie Obwodu (powiatu),
- od początku 1940 r. do końca okupacji dowódca (szef) dywersji i sabotażu Obwodu „Gołąb” – Garwolin.
W połowie 1941 roku, oprócz pełnienia roli dowódcy dywersji w Obwodzie, objął dodatkowo stanowisko dowódcy Rejonu Armii Krajowej w Garwolinie, które sprawował aż do zakończenia okupacji. W czerwcu 1943 roku, uczestnicząc w Tajnym Nauczaniu, zdał egzamin eksternistyczny i uzyskał maturę. W listopadzie 1943 roku awansował na stopień podporucznika w Korpusie Kawalerii oraz otrzymał nominację na dowódcę konspiracyjnego pierwszego szwadronu 1 Pułku Strzelców Konnych, mającego siedzibę w Garwolinie, jednocześnie kontynuował dowodzenie dywersją w Obwodzie oraz w Rejonie Garwolin. Pierwszy szwadron 1 PSK, którym dowodził podczas akcji „BURZA”, został włączony w skład zgrupowania bojowego Armii Krajowej o kryptonimie Zgrupowanie 1 Pułku Strzelców Konnych, dowodzonego przez majora „Marcina” – Władysława Szkutę, byłego komendanta Obwodu AK w Garwolinie. Szwadron ten aktywnie uczestniczył w walkach z Niemcami w rejonach Garwolina, Rębkowa, Huty Garwolińskiej, Łucznicy oraz okolicznych lasów.
W ramach działań dywersyjnych i sabotażowych jego oddział realizował różnorodne akcje bojowe, takie jak zbieranie i konserwacja broni, dekompletacja oraz niszczenie urządzeń w mleczarniach, likwidacja list osób przeznaczonych do wywozu do Rzeszy, a także niszczenie przewodowych linii telekomunikacyjnych. Dodatkowo zapewniał osłonę dla lotniczych zrzutów, rekwirował żywność z niemieckich magazynów i przekierowywał ją do oddziałów w lesie. Na trasie kolejowej przeprowadzał akcje mające na celu rozbijanie wagonów i pozyskiwanie z nich broni oraz sprzętu wojskowego.
Najważniejsza operacja, którą przeprowadziła jego grupa dywersyjna, licząca osiem żołnierzy, miała miejsce w 1944 roku. Jej celem była likwidacja niemieckiego starosty Garwolina, dr Karla L. Freudenthala, wyższego oficera SS. W wyniku akcji zdobyto m.in. dwa pistolet maszynowy, trzy pistolety, dwa karabiny, kilka ręcznych granatów oraz dużą ilość amunicji, a także skórzaną teczkę zawierającą istotne dokumenty.
Był poszukiwany na początku października, zaraz po wejściu wojsk radzieckich. Ukrywał się do dnia, w którym jednocześnie ujawnił się, czyli 17 września 1945 roku. Następnie wyjechał na Zachód, na tzw. Ziemie odzyskane, gdzie rozpoczął pracę w administracji państwowej w województwie wrocławskim. Był dowódcą dywersji i działań sabotażowych w rejonie „Gołąb – Garwolin”, a także liderem konspiracyjnego 1. szwadronu 1. Pułku Strzelców Konnych „Zagrobla” w Garwolinie oraz dowódcą Rejonu Armii Krajowej w Garwolinie.
Otrzymał Kawalerski Order Virtuti Militari V klasy oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, a także Krzyż Walecznych, Krzyż Armii Krajowej, Krzyż Partyzanckim, Srebrny i Złoty Krzyż Zasługi z Mieczami. Został odznaczony również wieloma innymi odznaczeniami.
Na początku 1943 roku w tym samym regionie zorganizowano oddział partyzancki „Chochlik”, którym dowodził kapitan Czesław Benicki ps. „Komar”. Na początku lipca 1943 roku, podczas narady dowództwa, na wniosek podporucznika „Ziuka”, komendant obwodu major Władysław Szkuta ps. „Marcin” wydał rozkaz, aby oba zgrupowania – oddział partyzancki oraz grupa dywersyjna – przystąpiły do realizacji wyroku na Freudenthalu.

Czesław Ignacy Benicki ps. „Komar”, „Brzózka” „Chochlik”, „Życica”
Urodził się 14 stycznia 1904 roku w Garwolinie, zmarł 12 czerwca w Skawinie. Syn Piotra – właściciela stolarni oraz Józefy z domu Dobrowolskiej.
Po zakończeniu edukacji w szkole powszechnej, szkolił się w zakładzie swojego ojca na stolarza. Tam też pracował do czasu powołania do wojska. W międzyczasie uczęszczał do szkoły zawodowej. Służbę wojskową odbył w latach 1925-1927 w 36 pp. w Warszawie, gdzie również skończył szkołę podoficerską. Po odbyciu obowiązkowej służby wojskowej, kontynuował karierę wojskową w stopniu podoficera nadterminowego, a później zawodowego. W późniejszym czasie został awansowany na kaprala oraz plutonowego.
Maturę zdał w 1932 roku po ukończeniu warszawskiego gimnazjum. Od września 1932 roku do sierpnia 1943 roku uczęszczał do Szkoły Podchorążych dla Podoficerów w Bydgoszczy. Po jej ukończeniu uzyskał stopień podporucznika służby stałej piechoty ze starszeństwem z 15 sierpnia 1934 roku. Początkowo odbywał służbę w macierzystym 36 pp. w Warszawie. Po ukończeniu specjalistycznego kursu saperskiego w Modlinie, został przeniesiony do 13 pp. w Pułtusku, gdzie objął stanowisko dowódcy plutonu pionierów.
19 marca 1928 roku uzyskał awans na porucznika służby stałej saperów. Służąc w 13 pp. uczestniczył w Wojnie Obronnej w roku 1939. Walczył również w rejonie Pułtuska oraz pod Mławą. Włączył się także w walki w obronie Modlina oraz Nowego Dworu. Po kapitulacji Twierdzy Modlin trafił do niemieckiej niewoli. Przebywał w obozie jenieckim w Działdowie, skąd zgodnie z zawartą umową o kapitulacji, został zwolniony w październiku 1939 roku. Do Garwolina powrócił 25 października 1939 roku, gdzie od listopada przystąpił do konspiracji. Na terenie Garwolina odpowiadał za organizację oddziału, w którego skład weszli głównie byli wojskowi. Z końcem listopada wprowadził zwerbowaną grupę do organizacji Związku Odrodzonej Polski, w której dowodził pionem wojskowym. W grudniu tego samego roku podporządkował pion wojskowy ZOP dowódcy Służby Zwycięstwu Polski, a następnie Związkowi Walki Zbrojnej na powiat garwoliński, porucznikowi Zygmuntowi Żebrackiemu ps. „Żelan”, jednocześnie obejmując funkcję szefa referatu I Organizacyjnego Komendy Obwodu.
Znajomość lokalnego terenu oraz mieszkańców ułatwiła mu organizację struktur konspiracyjnych. W 1940 roku, po przekazaniu stanowiska szefa Referatu I Czesławowi Jaworskiemu ps. „Lipa”, przez następne lata, aż do marca 1943 roku, pełnił rolę zastępcy Komendanta Obozu oraz kierownika referatu III Wyszkoleniowego. Dodatkowo zajął się organizowaniem i dowodzeniem (komendant) Rejonem V Miastków.
W okresie od listopada 1941 do marca 1943 roku był również redaktorem „Szturmowca”, pisma konspiracyjnego poświęconego szkoleniu dowódców niższych rangą. 19 marca 1943 roku awansował na stopień kapitana służby stałej, a w tym samym miesiącu został nominowany dowódcą obwodowego oddziału partyzanckiego, którego organizację przeprowadzał od podstaw. Nazwa oddziału OP „Chochlik” pochodzi od jego pseudonimu.
Czesław Benicki dowodził wieloma akcjami przeciwko okupantom. 6 września 1943 roku z ramienia Komendy Okręgu przeprowadził inspekcję w Szkole Podoficerskiej Rezerwy Piechoty w lesie w pobliżu Stawian. Podczas tej inspekcji jego niewielki i nieuzbrojony oddział partyzancki, został otoczony przez niemieckich żandarmów. Aresztowany, pozostał anonimowy, aż do czasu przewiezienia do aresztu policji „granatowej” w Garwolinie, gdzie rozpoznał go konfident policji bezpieczeństwa. W rezultacie przekazano go do Gestapo w Warszawie, gdzie miał być przewieziony.
Uwolniono go podczas akcji przeprowadzonej przez oddział Kedywu Obwodu AK Garwolin w dniu 9 września 1943 roku, dowodzonej przez ppor. Stefana Góra ps. „Wilczek”. W obliczu zagrożenia aresztowaniem, został przeniesiony na teren Podokręgu Północ, Obszaru Warszawskiego AK. W grudniu 1943 roku objął stanowisko Komendanta Inspektoratu Rejonowego nr III „B” Ciechanów, do którego wówczas należały odwody w Ciechanowie, Działdowie oraz Mławie.
W lutym 1944 roku, w wyniku przeprowadzonej reorganizacji, stanął na czele Inspektoratu „B”, w skład którego wchodziły obwody: Ciechanów, Płońsk i Pułtusk. Uczestniczył w negocjacjach dotyczących scalania struktur z Batalionami Chłopskimi, działającymi na terenie podległym jego dowództwu. Po kolejnej reorganizacji, od grudnia 1944 roku kierował Inspektoratem I „BR”, obejmującym obwody: Ciechanów, Płońsk, Pułtusk, Przasnysz oraz Maków Mazowiecki.
Wraz z nowym rokiem, w styczniu 1945 roku przekazał swoje obowiązki inspektora porucznikowi Krupińskiemu ps. „Korwin”. Następnie został awansowany na stanowisko zastępcy Komendanta Podokręgu i otrzymał stopień majora służby stałej piechoty ze starszeństwem datowanym na 1 stycznia 1945 roku. Po rozwiązaniu Armii Krajowej, w styczniu 1945 roku jeszcze przez pewien czas pozostawał na swoim terenie, po czym wrócił do Garwolina.
Znany jako przedwojenny oficer Wojska Polskiego oraz działacz Armii Krajowej, stał się obiektem zainteresowania miejscowego UB. W obawie przed aresztowaniem, ukrywał się, ale ostatecznie został odnaleziony i aresztowany przez funkcjonariuszy PUBP w Garwolinie. Trafił do aresztu UB na ulicy Cyryla i Metodego w Warszawie, gdzie przeszedł brutalne śledztwo, w trakcie którego poddano go torturom.
Został uwolniony po rozprawie sądowej we wrześniu 1945 roku w ramach akcji ujawnieniowej prowadzonej przez płk. "Radosława". Po powrocie do Garwolina doświadczył szykan oraz inwigilacji ze strony Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, co uniemożliwiło mu znalezienie pracy. W rezultacie został zmuszony przez UB do opuszczenia Garwolina. Udał się do Małopolski, gdzie osiedlił się w Skawinie, niedaleko Krakowa. Tam pracował na podrzędnym stanowisku, a później rozpoczął pracę jako urzędnik w lokalnym zakładzie. Na emeryturę przeszedł około 1965 roku. Był żonaty z Marią ps. "Marysia", która również była żołnierzem AK.
Spoczywa na parafialnym cmentarzu w Skawinie. W ruchu oporu brała udział cała jego rodzina: siostry Marta i Helena zostały zamordowane przez Niemców, a brat Henryk ps. "Bolesław", angażował się w działalność konspiracyjną ZWZ-AK przez cały okres wojny. Odznaczony m.in. Krzyżem Walecznych, Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami oraz Medalem Wojska.
Władysław Szkuta ps. „Marcin”, „Helena”. Major. W okresie 1942-1944 Komendant Obwodu Garwolin Armii Krajowej.
Skrupulatne rozeznanie w zakresie zwyczajów Freudenthala m.in. jego godzin pracy oraz tras i dat podróży służbowych, umożliwiło wybranie najdogodniejszego momentu do przeprowadzenia operacji. Ustalono, że zamach nastąpi na trasie Garwolin-Warszawa ale poza granicami powiatu. Z zebranych podczas rozpoznania informacji wynikało, że Freudenthal regularnie, raz w tygodniu lub co dwa tygodnie, podróżuje do Warszawy zawsze tą samą drogą. Kreishauptmann zazwyczaj wyjeżdżał między 7 a 8 rano i wracał w godzinach 16-19. Grupa żandarmów zapewniała mu eskortę jedynie do zlokalizowanej w gminie Kołbiel Starej Wsi, oddalonej o 20 km od Garwolina. Żandarmi eskortowali go również w drodze powrotnej, gdy około godz. 17 ponownie znajdował się na terenie powiatu. Na odcinku od granicy powiatu garwolińskiego prowadzącego przez powiaty Mińsk Mazowiecki i Warszawę, Freudenthala chroniła jedynie jego osobista straż złożona z esesmanów.
Akcja likwidacji Freudenthala
Podejmowano wszelkie próby, aby schwytać Freudenthala, ten jednak potrafił unikać pułapek. W końcu jednak zamachowcom dopisało szczęście. O godzinie 6 rano, 5 lipca 1944 roku wywiad z obwodu „Gołąb” poinformował podporucznika „Ziuka” o przygotowaniach Freudenthala do niespodziewanego wyjazdu. Ta decyzja była podyktowana koniecznością odwiezienia żony i syna do Warszawy, skąd mieli wyruszyć w podróż do Berlina pociągiem ewakuacyjnym dla niemieckich rodzin. Ta ucieczka spowodowana była zbliżającym się coraz bardziej frontem wschodnim.
Po uzyskaniu potwierdzenia tej informacji, „Ziuk” wyznaczył gońców do obserwowania Kreishauptmanna oraz natychmiastowego przekazywania zebranych danych. Jednocześnie wydał rozkaz dowódcom grup dywersyjnych w Garwolinie, „Czarnemu” i „Sękowi”, aby zorganizowali ludzi, zaopatrzyli ich w broń oraz zorganizowali transport konny do przewozu broni. Do znajdującego się w Woli Rębkowskiej dowódcy AK, wachmistrza „Groma”, wysłał natomiast gońca z zaszyfrowanym meldunkiem, nakazując mu uzbroić znajdującą się tam grupę dywersyjną i skierować ją na miejsce zbiórki oddziału.
Następnie mjr przedstawiał plan działania „Marcinowi”. W akcję na drodze miały zostać zaangażowane dwie grupy dywersyjne, każda licząca około 20 żołnierzy:
- grupa z Garwolina, składająca się z dwóch sekcji kierowanych przez st. sierż. „Czarnego” oraz st. wachm. „Sęka”, w liczbie 12 żołnierzy; uzbrojenie: 1 erkaem browning, 4 sten, 10 pistoletów vis, 16 granatów oraz kilka butelek z płynem zapalającym;
- grupa z Woli Rębkowskiej, dowodzona przez kpr. „Świecia”, licząca 10 żołnierzy; uzbrojenie: 2 erkaemy browning, 4 sten, 2 karabiny, 6 pistoletów vis oraz kilka granatów.
Broń z Garwolina miała być przewieziona na miejsce zbiórki w furmance naładowanej dla zmyłki obornikiem. Oddziały miały się spotkać na skraju lasu na północ od Miętnego, około 400 m na zachód od trasy Warszawa - Lublin. Żołnierze mieli dotrzeć na miejsce zbiórki polami ale bez broni. Następnie oddział, zgodnie z planem, miał zostać przetransportowany samochodem, który należało zdobyć na drodze przed Starą Wsią. Grupa miała opuścić pojazd w odległości 3 km przed tą wsią i wyjść na główną szosę na północ od cegielni Anielinek.
Rozpoczęcie akcji
„Piotruś” ze swojego punktu kontaktowego, przekazał informację, że Freudenthal wkrótce ma wyruszyć do Warszawy. Wszystkie bagaże były już spakowane, a jego żona żegnała się z pracującymi w starostwie Niemkami. Na te wieści „Ziuk” polecił „Czarnemu”, by natychmiast przetransportował sprzęt na miejsce zbiórki.
W międzyczasie pojawiły się jednak niespodziewane trudności. W pobliżu Miętnego nagle słychać było strzały. Dwaj strzelcy z grupy garwolińskiej udający się na miejsce zbiorki, Kazimierz Stachowiak i Zygmunt Barcz, przypadkowo napotkali kilku żandarmów w okolicy glinianek. Na widok Niemców młodzieńcy stracili zimną krew i zdecydowali się na ucieczkę. Żandarmi otworzyli ogień w kierunku uciekinierów i ruszyli za nimi w pościg. Stachowiak wpadł w pole żyta i udajło mu się zbiec (niestety, wkrótce zginął w walce pod Wilgą), natomiast Barcz został zatrzymany i aresztowany. Na szczęście nie miał przy sobie żadnych obciążających materiałów. Po trzech dniach udało się go uwolnić z rąk Niemców.
Na skutek nieprzewidzianych komplikacji na miejsce zbiórki oddziału przybyło jedynie 8 osób z grupy garwolińskiej. Oprócz Stachowiaka i Barcza brakowało jeszcze dwóch żołnierzy. Na szczęście sprzęt i broń dotarły na czas, a ich przewóz zorganizował brat st. wachm. „Sęka”, Józef Jaworski. Niestety, grupa z Woli Rębkowskiej nie pojawiła się, co wywołało uzasadniony niepokój, bowiem z planowanych 22 uczestników zamachu ich liczba spadła jedynie do 8. Znacznie osłabiła się również siła ognia atakującej grupy, która straciła wsparcie oraz broń oddziału z Woli Rębkowskiej. Sytuacja stała się krytyczna, a cała akcja stanęła pod znakiem zapytania. Poszukiwanie grupy „Świecia” zajęło zbyt wiele czasu, przez co niewiele go już zostało na zdobycie samochodu i dotarcie do Starej Wsi. Dalsze czekanie groziło dotarciem na miejsce akcji już po Freudenthalu.
Ostatecznie w akcji likwidacji Freudenthala, zwanego katem garwolińskim, wzięło udział osiem osób. Byli to:
- ppor. Wacław Matysiak ps. „Ziuk” - dowódca akcji,
- st. sierż. Jan Piesiewicz ps. „Czarny” - zastępca dowódcy,
- st. wachm. Stanisław Jaworski ps. „Sęk” - zastępca dowódcy,
- wachm. Franciszek Lussa ps. „Grześ”,
- plut. Stefan Zysk ps. „Kruczek”,
- st. strz. Stanisław Tobiasz ps. „Grab”,
- st. strz. Henryk Winek ps. „Brodacz”,
- st. strz. Kazimierz Wielgosz ps. „Szczupak”.
Zgodnie z planem grupa opuściła punkt zbiórki i skierowała się przez las w stronę szosy Warszawa - Lublin, która oddalona jest o około 400 metrów. Zatrzymali się w gęstych przyrożnych krzakach. „Sęk” i „Kruczek” wyszli z ukrycia, aby zarekwirować potrzebny im pojazd. Niestety, powiat Garwolin zaliczany był do bardzo niebezpiecznych, więc przejeżdżające tam licznie samochody różnych formacji SS i Wehrmachtu były w pełnej gotowości bojowej, mierząc z broni w stronę lasu.
Minuty mijały, ale czekanie opłaciło się. Wreszcie pojawiła się ciężarówka z zasłoniętą plandeką, a „Sękowi” z „Kruczkiem” udało się ją zatrzymać. Pojazd zatrzymał się, jednak zanim zamachowcy zdołali się podnieść z ukrycia, „Sęk” dał sygnał: kolumna w drodze! Zamachowcy wcisnęli się w ziemię. Obok nich przejechały samochody z żołnierzami formacji lotniczej. Polscy żołnierze są świadomi, że kierowcy zatrzymanej ciężarówki mogą w każdej chwili wszcząć alarm, dlatego „Ziuk” obserwuje swoich żołnierzy, którzy jednak pozostają spokojni. Niemiecka kolumna przejeżdża, a dwaj kierowcy ciężarówki, Polacy, nie protestują. Droga wolna, niebezpieczeństwo minęło. Na dany sygnał konspiratorzy szybko podbiegają do samochodu.
„Czarny” i „Sęk” zajmują miejsca obok kierowców, a „Ziuk” i pozostali uczestnicy akcji chowają się pod plandeką. Samochód rusza. W międzyczasie „Ziuk” rozmyśla nad sytuacją, która nie jest dla nich zbyt korzystna – do rozpoczęcia ataku pozostała bowiem zaledwie godzina, a dojście okrężną drogą obok Starej Wsi zajmuje około 2,5 godziny. Wobec tego „Ziuk” decyduje się na ryzykowne rozwiązanie – na miejsce akcji udadzą się samochodem, a nie jak wcześniej planowali na piechotę. W ten sposób spróbują nadrobić stracony czas, pomimo dużego ryzyka napotkania żandarmerii na lotnym posterunku w Starej Wsi.
„Ziuk” przekazał instrukcje swoim zastępcom znajdującym się w szoferce. Gdyby żandarmi chcieli zatrzymać pojazd, powinni zwolnić, ale nie zatrzymywać się całkowicie. W przypadku wystrzałów mają dodać gazu i szybko się oddalić. Tymczasem ukryci pod plandeką żołnierze mieli czekać z bronią w ręku, obserwując jednocześnie drogę z obu stron i otwierając ogień tylko na rozkaz dowódcy.
Im bliżej wsi znajdował się samochód, tym większe rosło napięcie i niepokój wśród żołnierzy. Na horyzoncie pojawił się punkt kontrolny, lecz ku zaskoczeniu i ogólnej radości zamachowców, okazał się pusty. Mogli odetchnąć z ulgą i na pełnym gazie jechać do celu. Po przybyciu na zalesione miejsce zbiórki, pasażerowie wysiedli z samochodu. Zdążyli na czas – Freudenthala jeszcze nie było widać.
Uczestniczący w akcji ppor. „Ziuk” tak wspomina tamte chwile: „Oddział zapada w zaroślach tuż w pobliżu szosy. Wraz z zastępcami ustalam stanowiska ogniowe. Będziemy działać w trzech zespołach, każdy po dwóch żołnierzy. Odległość między stanowiskami około 50 m. Zadanie dla zespołów uzależnione jest od kolejności samochodu Freudenthala, który w czasie jazdy często przemieszczał się w szyku; raz jechał na przodzie, a innym razem za samochodem eskorty. Stanowisko pierwsze (od strony Warszawy): „Czarny" (dowódca stanowiska) i „Brodacz". Uzbrojenie: l peem „sten", 2 pistolety „vis", 4 granaty ręczne, 2 butelki zapalające. Zadanie: jeżeli Freudenthal jedzie pierwszym samochodem, nie strzelać do niego, ogień otworzyć do samochodu eskorty, a jeżeli jedzie w tyle kolumny - ogień otworzyć wyłącznie do samochodu Freudenthala. W wypadku zatrzymania samochodu Kreishauptmanna przez pierwsze dwie dwójki ogień skierować na samochód eskorty oraz w miarę możliwości włączyć się do wykonania głównego celu. I ubezpieczać teren od strony Kolbiel - Garwolin.
„Kruczek", uzbrojony w peem „sten", pistolet „vis", 3 granaty ręczne i butelkę z płynem zapalającym, udaje się na punkt obserwacyjny, położony 300 metrów w kierunku Warszawy. Jest w ubraniu robotnika drogowego. Najlepiej zna samochód, w którym jedzie Freudenthal. Znakiem umownym przekaże czy oczekiwane samochody nadjeżdżają i w jakiej kolejności jedzie Freudenthal. Do pilnowania kierowców samochodu, który przywiózł oddział, oraz do zatrzymywania przechodniów - od chwili zajęcia stanowisk ogniowych do momentu zakończenia walki - zostaje wyznaczony „Szczupak", uzbrojony w pistolet ‘vis" i granat ręczny. Ustalono kierunek odwrotu i miejsce zbiórki w wypadku rozproszenia oddziału.
O godzinie 17:00 grupy zajmują stanowiska bojowe! „Kruczek" tkwi w punkcie obserwacyjnym, „Grześ", zamaskowany małymi sosenkami, usadawia się z erkaemem na samym brzegu wykopu. Jego zadanie: ogniem z erkaemu zatrzymać samochód wiozący Freudenthala. Ruch na szosie duży, szczególnie z kierunku Warszawy. Większość samochodów wypełniona wojskiem.
O godzinie 17:30 „Kruczek" przekazuje umówiony sygnał. Freudenthal jedzie pierwszym samochodem! Samochody szybko zbliżają się. Odległość gwałtownie maleje. Zerkam na „Grzesia". Z całym spokojem prowadzi samochód na muszce. Już 50, 30 metrów. Wreszcie słychać gwałtowny jazgot erkaemu. To „Grześ" ładuje serię w silnik samochodu.
Samochód gwałtownie skręca w lewo i wpada przodem do rowu naprzeciw naszych stanowisk, po drugiej stronie szosy. Spostrzegam górne krawędzie otwierających się drzwi. Wykorzystując naturalną osłonę, Niemcy wysypują się z samochodu i zajmują stanowiska ogniowe na skarpie szosy. Zaczynają ostrzeliwać się. Rozgorzała walka. Widzę czołgającego się kierowcę samochodu. Podrywa się i ucieka w kierunku Kołbieli. Słyszę serię z peemu z lewej strony, to „Czarny" strzela do samochodu z eskortą.
Za moment wóz ten z dużą szybkością przemyka przed lufami drugiego stanowiska. Nasz ogień jest jednak prowadzony wyłącznie na grupę Freudenthala nie angażujemy się w walkę z eskortą i pozwalamy jej uciec. Znowu seria z prawej strony. Tym razem „Sęk" strzela do samochodu eskorty, która umyka, nie podejmując walki. "Sęk" poleca więc "Grabowi" obserwować drogę w kierunku Kolbiel-Garwolin, a sam włącza się do walki, atakując ogniem z flanki. Gwałtowna strzelanina. Strzały Niemców są niecelne. Nasz ogień nie pozwala im na otwarte prowadzenie walki. Wyraźnie grają teraz na zwłokę. Postanawiam zwiększyć silę rażenia. Rzucam granat, który niestety nie wybucha. Tymczasem z kierunku Warszawy nadjeżdża kilkanaście samochodów z Wehrmachtem. Niemcy słyszą odgłosy walki, Kolumna zjeżdża na prawą stronę i zatrzymuje się w odległości około 150 metrów od naszych stanowisk.”
Żołnierze z kolumny wojskowej okazali się zmierzającą na wschód kompanią wojsk łączności. Gdy usłyszeli strzelaninę, żołnierze wyskoczyli z samochodów i zajęli pozycje w przydrożnym rowie, ale ostatecznie nie uczestniczyli w walce. W pobliżu akcji zatrzymało się też kilka prywatnych samochodów. Wśród nich jeden był Garwolina, a jego pasażerowie bojąc się, że może ich dosięgnąć kula, leżeli na podłodze. Byli tak przerażeni, że w ich późniejszych relacjach, wspominali, że widzieli oddział partyzantów liczący około 200 osób.
Analizując całą sytuację „Ziuk” podjął decyzję, która jego zdaniem powinna szybko zakończyć walkę. Jak się później okazało, była ona trafna. „Rozkazuję „Grzesiowi" nadal prowadzić ogień, a sam z grupą „Sęka" postanawiam uderzyć na broniących się Niemców od tyłu. Przebiegamy we trójkę szosę, wychodząc na stanowiska nieprzyjaciela z przeciwnej strony lasu. W odległości około 10 metrów widać jak na dłoni Niemców. Jeden z osłony już nie żyje. To na pewno „Sęk" zgasił go ogniem flankowym. Freudenthal jest ranny. Strzela jeszcze w kierunku „Grzesia", ale jego ruchy są powolne. „Sęk" błyskawicznie krótką serią likwiduje Niemca z osłony. Ja strzelam z peemu do Freudenthala. Jednocześnie „Sęk" ładuje w niego serię ze swojego „stena" (dostał 17 kul). Freudenthal wypuszcza pepeszę z rąk. Stacza się ze skarpy i odwraca twarzą ku górze.
Ogarnęła nas radość. Wreszcie koniec z nim! Podbiegam do samochodu, zabieram teczkę z dokumentami i broń osobistą Freudenthala - pistolet typu "mauser". „Sęk" i „Kruczek", który zdążył wrócić z punktu obserwacyjnego, zabierają resztę broni i dokumenty zabitych.” - wspomina Wacław Matysiak. Misja została wykonana. Zamachowcy szykują się do odwrotu. Na skutek ich działań cała droga się zakorkowała, więc akowcy przebiegają ponownie szosę. W międzyczasie „Ziuk” sprawdza czy wszyscy członkowie akcji bezpiecznie ewakuują się z miejsca. W grupie brakuje „Szczupaka”, który nadzorował kierowców i przechodniów, ale i ten po kilku chwilach dołączył do oddziału i wspólnie uciekają w gęsty las w kierunku Garwolina.
W rezultacie oprócz Freudenthala zabito dwóch innych Niemców. Udało się również zdobyć teczkę ze znajdującymi się w niej ważnymi dokumentami. Wśród łupów znalazła się także używana przez Niemców broń – 1 pepesza, 1 peem, 3 pistolety ręczne, 2 kbk, a także duże ilości amunicji. Takie zapasy znacząco uzupełniły magazyny z bronią konspiratorów.

Jan Zimny, kierowca samochodu Freudenthala, nie doznał żadnych obrażeń podczas akcji. Jak relacjonował, seria strzałów z karabinu maszynowego trafiła w przód samochodu, co spowodowało, że stracił kontrolę nad kierownicą i wpadł do rowu. Udało mu się wydostać z pojazdu i wyczołgać z strefy niebezpieczeństwa, a po przebiegnięciu trzech kilometrów zgłosił się na posterunku żandarmerii w Kołbieli. Warto wspomnieć, że Freudenthal zatrudniał dwóch kierowców, którzy byli Polakami, co miał nadzieję uchroni go przed zamachem. Jeden z nich, Stanisław Lussa (stryj „Grzesia”), był członkiem komórki wywiadu i przekazywał cenne informacje o Freudenthalu, które pomogły w zorganizowaniu zamachu na niego. Drugi, Jan Zimny, nie był zaangażowany w konspirację i nie wiedział nic o planowanym ataku. Zamachowcy wiedzieli kto będzie prowadził w dniu zamachu auto Freudenthala, więc starali się oszczędzić kierowcę.
Osobista ochrona Freudenthala, składająca się z sześciu Niemców, która miała go bezpiecznie eskortować podczas powrotu, uciekła w momencie rozpoczęcia całej akcji. Dowodzeni przez oficera SS Lorentza Niemcy, uciekali w popłochu w stronę Garwolina. Byli tak przerażeni, że nie zatrzymali się nawet w Kołbieli i nie poinformowali o zamachu czekających na nich tam żandarmów. O tym co się stało, udało im się opowiedzieć dopiero po półgodzinnych namowach. Dopiero wówczas policja w Garwolinie powiadomiła wszystkie pobliskie jednostki, nakazując przeszukanie okolicznych lasów.
W międzyczasie zamachowcom udało się oddalić około 3 kilometrów od miejsca akcji. Podczas krótkiego postoju, zrobili szybki przegląd broni i uzupełnili amunicję w magazynkach. Żołnierze wiedzieli, że jeszcze nie są bezpieczni, dlatego dalszą ucieczkę kontynuowali posuwając się lasem, zachowując przy tym wzmożoną czujność i ubezpieczając się nawzajem. W okolicach Celestynowa szperacze poinformowali ich, że niedaleko znajduje się duża grupa Niemców. Na wieść o tym oddział zaszył się w młodym zagajniku, gdzie bezpiecznie przeczekał, aż grupa 50 Niemców oddali się w kierunku Celestynowa.
Niemcy nie pojawili się tam jednak przypadkowo. Zamachowcy domyślili się, że służby niemieckie zostały zaalarmowane i szukają uciekinierów. Dlatego też dalszą trasę pokonali powoli, zachowując szczególną ostrożność. Dopiero, gdy weszli w większe kompleksy leśne, odetchnęli z ulgą. Do wsi Zabieżniki dotarli około godziny 23. Byli zmęczeni i głodni, ale na szczęście jeden z gospodarzy odwiózł ich pod wieś Krystyna. Stamtąd lasami przeszli do Woli Rębkowskiej, gdzie po ukryciu broni, udali się do swoich domów. Meldunek o przebiegu akcji por. „Ziuk” złożył bezpośrednio mjr „Marcinowi”.
Informacja o śmierci Freudenthala szybko obiegła okolicę, ale wywołała mieszane uczucia. Podczas, gdy jedni się radowali na wieść o likwidacji okrutnego Niemca, inny obawiali się represji wśród mieszkańców Garwolina, na które jak się później okazało, nie trzeba było długo czekać.
W odwecie za zabicie Freudenthala, 8 lipca 1944 roku w godzinach porannych, Niemcy rozstrzelali 30 więźniów z Pawiaka. Wyrok wykonano na skarpie szosy Warszawa - Lublin biegnącej przez środek miasta, tuż za mostem przez Wilgę. Wszyscy więźniowe mieli zagipsowane usta, a ich ciała zostały wywiezione ciężarówką. Niedługo potem czerwone, krwawe plamy na skarpie pokryła gruba warstwa kwiatów. Na tym się jednak nie skończyło. W akcie zemsty Niemcy dodatkowo aresztowali i przewieźli na Pawiak 50 mieszkańców Kołbieli. Ci z nich, którzy przeżyli ewakuację więzienia 30 lipca 1944 roku i przetrwali morderczy transport, trafili do obozów koncentracyjnych.


