Wtem obudziły go odgłosy podjeżdżającego pod budynek samochodu i kroki na schodach. Szturchnął delikatnie kuzyna w ramię i pokazał mu na migi, aby ten był cicho. Rozległo się pukanie do drzwi, więc szybko chwycił leżący obok pistolet i podbiegł na palcach do drzwi…
W jednym z typowych domów na Mokotowie, położonym przy ul. Różanej 36, zamieszkiwali na parterze dwaj kuzyni: Jerzy Horczak ps. „Wróbel” (ur. 1927 roku) i Teodor Wołoszczuk ps. „Tolek” (ur. 1929 roku). Oboje byli pozbawieni opieki rodzicielskiej. Ojciec Jurka, który był oficerem rezerwy Wojska Polskiego, został aresztowany na wiosnę 1941 roku i zmarł w tym samym roku w Oświęcimiu. Matka natomiast została aresztowana w maju 1943 roku i podobnie jak ojciec, wywieziona do Oświęcimia, gdzie zginęła 2 stycznia 1944 roku. Matka Teodora zaś, lata 1941-1945 spędziła w niewoli niemieckiej w Ravensbrück, jego ojciec natomiast przebywał poza Warszawą.

Fot. Widok na stronę od ul. Kwiatowej i front od ul. Różanej.


Jerzy Horczak ps. „Wróbel”
Urodził się w 1927 roku w Wilnie, zmarł we wrześniu 1943 roku w Warszawie. Kapral Armii Krajowej, sekcyjny 3 drużyny hufca „Sad” Grup Szturmowych Szarych Szeregów. Od 1 września 1943 roku należał do batalionu „Zośka”. Został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. Był synem Józefa Horczaka, inżyniera rolnego i Marii Horczak. Jego rodzice prowadzili działalność konspiracyjną w Polskim Państwie Podziemnym i zginęli w obozie Auschwitz-Birkenau. Do 1935 roku mieszkał w Kaliszu.
Jest absolwentem warszawskiej szkoły powszechnej, którą ukończył w 1939 roku. Podczas niemieckiej okupacji pobierał nauki na tajnych kompletach w Gimnazjum im. Tadeusza Reytana. W czasie nauki dołączył również do konspiracyjnej drużyny harcerskiej tej szkoły. Jako członek Grup Szturmowych Szarych Szeregów brał udział m.in. w akcjach Organizacji Małego Sabotażu „Wawer” oraz w akcji „Meksyk IV” (8 maja 1943 roku), w której próbowano odbić naczelnika Szarych Szeregów Floriana Marciniaka. Niestety akcja zakończyła się niepowodzeniem.
Na wiosnę 1943 roku mianowano go magazynierem broni hufca „Sad”, który mieścił się w wilii przy ul. Różanej 36 w Warszawie. Funkcję pełnił niedługo, bowiem kilka dni później został aresztowany przez agenta Kripo Władysława Urbańskiego i zabrany na Pawiak. Został zakatowany we wrześniu 1943 roku podczas śledztwa, w którym nie wydał swoich współtowarzyszy.
Teodor Wołoszczuk ps. „Tolek”, „Mały Tolek". Urodził się 15 lipca 1929 roku w Wilnie. Łącznik. Syn Teodora i Ireny z domu Romanowskiej. Przed przeprowadzką do Warszawy w 1940 roku, mieszkał w Wilnie. Przed powstaniem mieszkał na ul. Puławskiej 84/14.
Do konspiracji dołączył w 1942 roku służąc w Szarych Szeregach - Mokotów, drużyna 200, sekcja 9, Pułk „Baszta”. Zajmował się kolportażem prasy konspiracyjnej, m. in. „Biuletynu Informacyjnego”. Uczestniczył również w wielu akcjach dywersyjnych.
Wiosną 1943 roku wraz ze starszym kuzynem Jerzym Horczakiem ps. „Wróbel” objął funkcję magazyniera broni hufca „Sad” w ich mieszkaniu w wilii przy ul. Różanej 36 w Warszawie. W sierpniu tego roku ich mieszkanie zostało zaatakowane przez Gestapowców, im jednak udało się uciec.
W Powstaniu Warszawskim walczył na Mokotowie, a po jego zakończeniu został wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec, gdzie do maja 1945 roku pracował w przemyśle cukrowniczym Zuckerfabrik Malchin w północno-wschodnich Niemczech. Po wojnie zamieszkał w Sandomierzu.
Jerzy Horczak należał do Hufca „Południe” plutonu „Sad” Grup Szturmowych, które wykorzystywały mieszkanie „Wróbla” i „Tolka” jako tymczasowy magazyn broni. Nie był to jednak stały magazyn, bo broń i amunicję przechowywano w szafie i pod tapczanem, zamiast w specjalnych skrytkach. W mieszkaniu odbywały się również konspiracyjne spotkania drużyny pod dowództwem Bogdana Deczkowskiego znanego pod pseudonimem „Laudański”, co było wbrew dotychczasowym podstawowym zasadom konspiracji.

Juliusz Bogdan Deczkowski ps. „Laudański”, „Torche”.
Urodził się 20 kwietnia 1924 roku w Bydgoszczy, zmarł 22 czerwca 1998 roku w Ciechocinku. Zastępca drużyny. Sierżant podchorąży. Syn Juliana i Marianny z domu Kapuścińskiej. Do Warszawy przeprowadził się wraz z rodzicami w 1925 roku.
Oddział: Armia Krajowa - zgrupowanie "Radosław" - pułk "Broda 53" - batalion "Zośka" - 2. kompania "Rudy" - II pluton "Alek" - 3. drużyna - zastępca dowódcy. Odznaczony Krzyżem Walecznych (1944 rok), Krzyżem Armii Krajowej oraz Warszawskim Krzyżem Powstańczym.
Lata szkolne
Jest absolwentem Publicznej Szkoły Powszechnej nr 85 mieszczącej się przy ul. Narbutta 14. Następnie w 1938 roku uczył się w Prywatnym Męskim Gimnazjum i Liceum Władysława Giżyckiego przy ul. Puławskiej 113. Przed rozpoczęciem II wojny światowej udało mi się ukończyć pierwszą klasę gimnazjum. Później kontynuował naukę w II klasie Gimnazjum i Liceum Męskiego im. Tadeusza Rejtana przy ul. Rakowieckiej 23, które zostało przejęte przez władze niemieckie. W efekcie od lutego 1940 roku kontynuował naukę w budynku Gimnazjum Giżyckiego działającego pod szyldem Prywatnej Szkoły Ogrodniczej I st. Władysława Giżyckiego.
Szkolenie wojskowe
Jako członek Szarych Szeregów odbył w 1942 roku przeszkolenie pojedynczego strzelca („Sklepy”). Następnie od października 1943 roku do maja 1944 roku, uczył się w klasie b-9 w II turnusie Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty „Agricola”. W międzyczasie uzyskał stopień plutonowego podchorążego. W czerwcu 1944 roku wziął udział w kolejnym szkoleniu wojskowym i ćwiczeniach polowych, tym razem w Puszczy Białowieskiej, gdzie odbywał się I turnus „Bazy Leśnej" (akcja „Par I”).
Służba wojskowa
Juliusz Deczkowski początkowo pełnił służbę jako goniec w Wojennym Pogotowiu Harcerzy (początek września 1939 roku). Niedługo później wraz z harcerzami 42. WLDH dołączył do Szarych Szeregów. Był jednym z organizatorów konspiracyjnych zastępów harcerskich na terenie szkoły Giżyckiego. Jako pierwszego „rejtaniaka” zwerbował swojego przyszłego przyjaciela, Tytusa Karlikowskiego znanego wówczas pod pseudonimem „Wąż”. Wśród innych uczestników Organizacji Małego Sabotażu „Wawer” przyjaźnił się również m.in. ze Zbigniewem Rosnerem ps. "Roger", Mirosławem Szymanikiem ps. "Wagner", Jerzym Horczakiem ps. "Wróbel" i Aleksanderem Jadachem ps. "Olek", z którymi brał udział w licznych akcjach sabotażowych. W 1940 roku uzyskał stopień Harcerza Orlego.
Działalność sabotażowa
Został aresztowany przez niemieckiego policjanta 9 maja 1941 roku, gdy wraz z kuzynem Romanem Romanowskim rozklejał ulotki na ul. 6-tego Sierpnia (przy pl. Zbawiciela). Obydwaj zostali doprowadzeni na al. Szucha, skąd następnego dnia po wstępnym przesłuchaniu, trafili na Pawiak. Został ostatecznie uwolniony 16 lutego 1942 roku, po trwającym 9 miesięcy śledztwie.
Aresztowanie nie złamało jego siły walki, dlatego niedługo później ponownie włączył się do konspiracji. Jeszcze w tym samym roku przeszedł szkolenie pojedynczego strzelca („Sklepy”) i wziął czynny udział w rozbrajaniu Niemców.
Uczestniczył w wielu akcjach m.in. w:
- akcji „Meksyk II”, w której uwolniono z rąk gestapowców Jana Bytnara „Rudego”, hufcowego Hufca "Południe" ("Sad"), gdzie pomagał w odbiorze i zabezpieczeniu broni po akcji. Jego dowódcą w 3. Drużynie Hufca „Południe” („Sad 300”) był Eugeniusz Koecher ps. „Kołczan”,
- akcji „Meksyk IV” – przeprowadzonej 8 maja 1943 roku, w której nie udało się odbić z rąk gestapowców Floriana Marciniaka. Niestety pomimo długiego oczekiwania na samochód z więzionym naczelnikiem Szarych Szeregów, ten nie pojawił się na ul. Koszykowej,
- akcji „Taśma” – 20 sierpnia 1943 roku wraz z innymi członkami grupy „Atak II” dowodzonej przez „Kołczana”, uczestniczył w ataku na stanicę Grenzschutzu w Sieczychach. Podczas starcia był świadkiem śmierci Tadeusza Zawadzkiego ps. „Zośka”.
We wrześniu 1943 roku został mianowany dowódcą 3. drużyny w I plutonie "Alek" (d-ca "Kołczan") 2. kompanii "Rudy" (dowódca "Giewont") nowo utworzonego batalionu "Zośka". Wśród jego podwładnych w drużynie znalazł się Krzysztof Kamil Baczyński ps. "Krzysztof", którego do drużyny zwerbował Józef Pleszczyński ps. "Ziutek".
Od sierpnia do września tego samego roku uczestniczył w rozpoznaniu funkcjonariusza Kripo Władysława Urbańskiego, który aresztował wcześniej jednego z jego kolegów z drużyny - Jerzego Horczaka ps. „Wróbel”.
Jako członek grupy uderzeniowej „Posterunek I”, brał udział w akcji „Wilanów”, którą przeprowadzono 26 września 1943 roku. Podczas operacji został dwukrotnie raniony odłamkami z granatów – w pośladki z własnej filipinki, a w szyję z niemieckiego granatu, którego eksplozja zabiła Kazimierza Chruścińskiego ps. „Kazik”. Za bohaterską postawę podczas tej akcji, został awansowany do stopnia kaprala. W kolejnym roku, jako dowódca grupy „IV obwodu” wziął udział w akcji „Tłuszcz-Urle” przeprowadzonej 27 kwietnia.
W międzyczasie uczestniczył w szkoleniach wojskowych. Od października 1943 roku do maja 1944 roku przebywał na II turnusie Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty „Agricola” (klasa b-9), gdzie awansował na stopień plutonowego podchorążego. W czerwcu 1944 roku przebywał w Puszczy Białej, gdzie odbył szkolenie wojskowe wraz z ćwiczeniami polowymi na I turnusie „Bazy Leśnej” (akcja „Par I”).
Podczas Powstania Warszawskiego został zastępcą Tadeusza Maślonkowskiego ps. „Sosna”, który dowodził 3. drużyną w II plutonie "Alek" (dowódca "Kołczan") 2. kompanii "Rudy" (dowódca Andrzej "Morro") baonu "Zośka" (d-ca por. "Jerzy").
5 sierpnia 1944 roku wziął udział w natarciu na „Gęsiówkę”, gdzie wśród 348 uwolnionych Żydów, znaleźli się m.in. bracia Bronisław i Józef Miodowscy, którzy z radością powitali swojego współwięźnia, z którym w latach 1941-1942 przebywali na Pawiaku. W akcji brali udział członkowie 3. Kompanii „Giewonta”, plutony „Felek” i „Alek”, a także „Pantera” z plutonu pancernego „Wacek”.

Problemy zdrowotne
Juliusz Deczkowski jako pierwszy został postrzelony w lewe płuco podczas walki o Cmentarz Ewangelicki 8 sierpnia 1944 roku. W tym samym starciu życie stracili m.in. „Kołczan” i „Sosna”. „Laudański” został wyniesiony z pola bitwy na noszach przez sanitariuszkę Ewę Ott ps. „Ewa” oraz łączniczkę Barbarę Gac ps. „Bogna”. Później samochodem przetransportowano go do szpitala Jana Bożego przy ul. Bonifraterskiej 12 na Starym Mieście. Stamtąd 17 sierpnia zabrano go na ul. Franciszkańską 12, gdzie mieściła się kwatera II plutonu „Alek”. Po kilku dniach odpoczynku opuścił jednak lecznicę aby wziąć udział w obronie szpitala i kościoła Jana Bożego. Niedługo potem podczas niesienia noszy z rannym żołnierzem „Parasola”, dostał krwotoku płuc i trafił do szpitala przy ul. Mławskiej 5. Podczas krótkiego pobytu w niewielkim szpitalu przy ul. Koźlej 7, gdzie został przeniesiony, dowiedział się o śmierci swojego brata Stanisława Deczkowskiego ps. „Madejski”, który służył w tej samej kompanii co on. „Madejski” został zasypany wraz z innymi żołnierzami plutonu „Alek” 28 sierpnia 1944 roku podczas niemieckiego bombardowania kwater kompanii „Rudy” przy ul. Franciszkańskiej 12. Ich ciała odkryto dopiero 28 marca 1950 roku, kiedy odrestaurowywano tą część warszawskiej Starówki.
W połowie 1944 roku, a dokładnie w nocy z 30 na 31 sierpnia, wraz z innymi rannymi przedostał się kanałami do Śródmieścia. Tam przez 3 dni przebywał w szpitalu przy ul. Marszałkowskiej, gdzie leczony był przez sanitariuszki baonu AK ”Kiliński”. Następnie wraz z Tytusem Karlikowskim udał się do mieszkania przy ul. Wspólnej 10. Po krótkiej rekonwalescencji dołączył do rodzimego oddziału przeniesionego na Czerniaków.
Kolejne obrażenia odniósł po zawaleniu się piętra budynku na skutek eksplozji pocisku wystrzelonego z czołgu. Miało to miejsce 12 września 1944 roku podczas akcji obronnej placówki przy ul. Książęcej 1 róg Rozbrat. Pomimo odniesionych obrażeń wziął udział w kolejnych walkach na ulicach Okrąg, Ludna i Wilanowska. Od 17 września 1944 roku „Laudański” był w poczcie dowódcy plutonu - w tym czasie baon "Zośka" batalionem był jedynie z nazwy, nie istniały już kompanie 1. i 3.
W nocy z 20 na 21 września 1944 roku przepłynął Wisłę wpław aby przedostać się z Czerniakowa do Śródmieścia. Decyzję tą podjął kpt. „Jerzy” dowódca pułku „Broda 53”. Na Saskiej Kępie trafił pod opiekę żołnierzy armii gen. Berlinga, gdzie dowiedział się, że może uniknąć aresztowania za przynależność do AK, jeśli wstąpi w szeregi armii Berlinga.
Po kilkudniowym odpoczynku u wujostwa w Wołominie wyruszył w drogę do Lublina, gdzie na Majdanku (w dawnym KL-Lublin) stacjonował 9. zapasowy pułk piechoty 1. Dywizji Piechoty Wojska Polskiego. Tam trafił do Samodzielnego Batalionu Remontowego Maszyn Gąsienicowych, którego dowódcą był sowiecki oficer - kpt. Diktiariew. „Laudański” objął tam funkcję kreślarza, którym nigdy wcześniej nie był. Jak tylko dotarła do niego wiadomość, że Warszawa została „wyzwolona”, poprosił dowódcę baonu o udzielenie 48-godzinnej przepustki. Na wieść, iż takowej nie dostanie, 23 stycznia 1945 roku o godz. 4 rano, zdezerterował i powrócił od Warszawy.
Powrót do Warszawy
Po powrocie do stolicy w domu przy ul. Ursynowskiej 10, w którym mieszkał wraz z rodzicami, zastał tylko same ruiny. Na szczęście od napotkanej na drodze ciotki, Ewy Guz, dowiedział się, że jego rodzice żyją, ale czasowo przenieśli się do Rembertowa. Niedługo po powrocie „Laudańskiego” do Warszawy, zaczęli pojawiać się jego dawni znajomi z czasów konspiracji i walk powstańczych z baonu „Zośka”. Wraz ze znajomymi zajął się pierwszymi ekshumacjami i pogrzebami poległych w walce przyjaciół – robił m.in. zdjęcia na pogrzebie „Andrzeja Moro”. Wraz z „Anodą” zabezpieczył też Archiwum Batalionu „Zośka”. To na jego prośbę spisał kilka swoich wspomnień z walk na Starówce, Woli i Czerniakowie. Dla upamiętnienia wydarzeń z Powstania Warszawskiego, wiosną 1945 roku, stworzył dokładną dokumentację fotograficzną szlaku bojowego zgrupowania „Radosław”, nie zapominając oczywiście o miejscach, gdzie baon „Zośka” prowadził szczególnie zacięte walki. Później został współzałożycielem Społecznego Komitetu Opieki nad Grobami Poległych Żołnierzy Batalionu "Zośka", gdzie w latach 1988-1993 sprawował stanowisko wiceprzewodniczącego.
Lata po Powstaniu Warszawskim
W roku 1945 został instruktorem w Komendzie Chorągwi Mazowieckiej Związku Harcerstwa Polskiego, gdzie w roku 1947 został awansowany na podharcmistrza. Jako instruktor pracował tam do roku 1948. W międzyczasie w roku 1945, jako jeden z 32 maturzystów zdał egzamin dojrzałości w Gimnazjum i Liceum im. Stefana Batorego. W spisach figuruje jednak nie pod swoim imieniem. W obawie przed możliwością zdekonspirowania go przed komunistami, ze względów bezpieczeństwa przyjął imię swojego zmarłego podczas Powstania Warszawskiego brata, Stanisława. Również jako Stanisław Deczkowski rozpoczął jesienią studia na Wydziale Matematyczno-Fizyczno-Chemicznym Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie specjalizował się w chemii. Do swojego imienia powrócił dopiero 20 września 1945 roku po apelu płk „Radosława”, ujawniając się przed Komisją Likwidacyjną b. Armii Krajowej.
Aresztowanie
Niestety pomimo zapewnień komunistów o ochronie byłych akowców przed aresztowaniami, został zatrzymany jeszcze przed ukończeniem studiów. Deczkowski został aresztowany 14 stycznia 1949 roku, ale zatrzymania byłych „zośkowców” rozpoczęły się kilka tygodni wcześniej. 24 grudnia 1948 roku jako pierwszy do katowni UB mieszczącej się przy ul. Koszykowej, trafił ppor. „Anoda”. Również tam trafił „Laudański”, skąd po zakończeniu przesłuchania trafił do X Pawilonu więzienia Warszawa-Mokotów przy ul. Rakowieckiej 37. Wyrok skazujący Deczkowskiego na 5 lat więzienia, zapadł 20 lutego 1950 roku. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie, który prowadził sprawę, zasądził również konfiskatę całego mienia skazanego na rzecz Skarbu Państwa, a także utratę praw publicznych na okres 2 lat z art. 86 § 2 KKWP - "dążenie do obalenia siłą ustroju PRL”.
Podczas 10-miesięcznego pobytu w więzieniu na ul. Rakowieckiej, Juliusz Deczkowski poznał m.in. Paula Ottona Geibla, który był dowódcą SS i Policji na Dystrykt Warszawski SS-Brigadeführera, a także rotmistrza Roycewicza ps. „Leliwa” – dowódcę baonu Armii Krajowej „Kiliński”. Po wydaniu wyroku został przeniesiony do więzienia we Wronkach, a od 13 listopada 1952 roku do Ośrodka Pracy Więźniów w Bielawach koło Piechcina.
Został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w kwaterze A-18, rząd 7, tuż obok kwater baonu „Zośka”.
Aby dołączyć do Grup Szturmowych, „Wróbel” ukrył swój prawdziwy wiek. W ich szeregi przyjmowano jedynie chłopców powyżej 18 lat i choć „korekty metryk” zdarzały się dość często wiedział, że jako 15 latek mógł mieć z tym problem.
„Wróbel” był świadomy, że przystąpienie do Grup Szturmowych i działanie w konspiracji niesie ze sobą duże ryzyko. Zwłaszcza, gdy jego mieszkanie stanowiło jeden z magazynów konspiratorów i ich miejsce spotkań. Dlatego też zawsze szedł spać przygotowany na ewentualność niezapowiedzianego nalotu Niemców. Wieczorem stawiał na podłodze czeski karabin maszynowy, którego lufę kierował w kierunku drzwi wejściowych. Obok siebie zawsze trzymał też pistolet i układał granaty.

Dlatego w nocy z 4 na 5 sierpnia 1943 roku, gdy jego i kuzyna obudził odgłos podjeżdżającej pod dom naprzeciwko niemieckiej ciężarówki policyjnej, był gotowy. Gdy gestapowcy zastukali do drzwi wejściowych, „Wróbel” szybko wyskoczył z łóżka i na bosaka podszedł do drzwi, pytając zapłakanym, dziecięcym głosikiem: „Kto puka?”. Mimo wyjaśnień, że „nie ma mamusi” i „nie wolno mu samemu otwierać drzwi”, gestapowcy nie ustępowali i dalej żądali otwarcia drzwi. Widząc, że żadne wyjaśnienia nie przynoszą rezultatu, „Wróbel” zdecydował się przystąpić do działania. Lewą ręką otworzył drzwi, a prawą wycelował z pistoletu w pojawiające się w nich sylwetki i kilkukrotnie pociągnął za spust, po czym zatrzasnął je i odskoczył pod ścianę. W tym samym momencie przez drzwi Niemcy wystrzelili dwie serie z peemu. W odpowiedzi na to „Wróbel” posłał kilka strzałów w kierunku Niemców, a potem pobiegł w stronę okna. Za roletą widział stojącą pod budynkiem niemiecką „budę”. Otworzył więc okno i rzucił w nią filipinką. Na dole powstało małe zamieszanie, gdy dym i kurz zasłonił wszystko. Tymczasem Niemcy czekający po drugiej stronie drzwi nie ustawali w wysiłkach, aby dostać się do środka. „Wróbel” usłyszał kolejne serie z karabinu maszynowego na schodach. Nie czekając ani chwili chwycił drugą filipinkę w dłoń i przebiegł przez linię ostrzału pod drzwiami, aby móc otworzyć okno od podwórza, którym bezpiecznie wyskoczył na zewnątrz. Podkradł się pod drzwi klatki schodowej i cisnął w nią ręcznej roboty granat.

Filipinka (ET-40, Perełka, Wańka). Ręczny granat zaczepny, który wybuchał w momencie uderzenia o ziemię. Produkowany był w warunkach konspiracyjnych w wytwórniach Armii Krajowej. Filipinki były powszechnie używane przez oddziały AK w ich akcjach bojowych przez cały okres wojny. Grant początkowo oznaczono symbolem ET-40, ale z czasem przyjęła się nazwa „filipinka” wymyślona na cześć jej konstruktora Filipa Tarło.
Łącznie powstało ich około 240 000 sztuk, a pierwszą wyprodukowano w 1940 roku. Dokonał tego pirotechnik Edward Tymoszak ps. „Filip” lub „Chmielnicki”, który przez wybuchem wojny pracował w wytwórni amunicji nr 2 w Rembertowie.
Pierwotnie filipinki powstawały w mieszkaniu Edwarda Tymoszaka przy ul. Batorego w Rembertowie. Później produkcję prawdopodobnie od lipca 1940 roku przeniesiono do szkoły przy ul. Królewskiej 16. Granaty produkowano również w Warszawie w kamienicy przy ul. Królewskiej 16 (do 1944 roku), gdzie wcześniej znajdowała się szkoła Tańca Krzewienia Wiedzy Handlowej. Za koordynację produkcji odpowiedzialna była organizacja niepodległościowa „Unia”. Na początku korpus granatu zrobiony był z ebonitowej puszki w kształcie walca o wysokości 95 mm i średnicy 52 mm. Później zastąpiono ja tłoczoną puszką z blachy stalowej. Wypełnienie granatu stanowił produkowany na bazie chloranu potasu szedyt oraz niewielkie ilości sproszkowanego trotylu lub brytyjskiego plastiku. Wybuch inicjowało się poprzez zapalnik uderzeniowo-bezwładnościowy. W momencie uderzenia iglicy w spłonkę, materiał inicjujący zapalał się, co prowadziło do eksplozji zgromadzonego wewnątrz korpusu szedytu.
Kolejny wybuch wstrząsnął budynkiem, co „Wróbel” wykorzystał na powrót do mieszkania, skąd zabrał roztrzęsionego „Tolka”. Wykorzystując zrobione w siatkach i płotach przejścia, udało im się bezpiecznie dotrzeć na ul. Narbutta 48, gdzie mieszkał wraz z rodzicami jego przyjaciel i towarzysz broni Aleksander Jadach ps. „Olek”. Jednak w obawie przez niemiecką obławą nie tylko na ulicy Różanej, ale i w jej okolicy, a więc i w domu Jadachów, „Wróbel”, „Tolek” i „Olek” noc spędzili na kartoflisku w pobliżu fortów Mokotowskich.
Zgodnie z przewidywaniami, zaalarmowani wybuchami „filipinek” Niemcy, sprowadzili na ul. Różaną posiłki i długo przeczesywali teren w poszukiwaniu uciekinierów. Pomimo, iż nie udało im się ich znaleźć, gestapowcy wywlekli na ulicę wszystkich mieszkańców ul. Różanej 36 oraz wielu mężczyzn z sąsiedztwa, a następnie przewieźli ich na Pawiak w celu przesłuchania. Po tej akcji „Wróbel” był „spalony” w Warszawie, więc musiał się ukrywać. Bezpieczne miejsce znalazł w zabudowaniach będących własnością prof. M. Handelmana w okolicy Kobyłki w Brzozówce.
Tymczasem w stolicy kolejne reperkusje spotkały konspiratorów współdziałających z „Wróblem”. 18 sierpnia 1943 roku gestapowcy aresztowali ojca „Olka”, inż. Stefana Jadacha, który pomimo ostrzeżenia „Wróbla” zlekceważył sytuację. Gestapo dotarło do niego dzięki papierom znalezionym w mieszkaniu „Wróbla” i „Tolka”, które zawierały prawdziwe dane Stefana Jadacha i jego fotografię, która miała być wykorzystana do wyrobienia fałszywych dokumentów. „Olek” na szczęście zdążył uciec, wyskakując przez okno. Stefan Jadach został wywieziony do Oświęcimia 5 października 1943 roku, gdzie zmarł. Natomiast pozostali mieszkańcy domów przy ul. Różanej, których aresztowano podczas obławy na „Wróbla” i „Tolka”, zwolniono z aresztu.
Pomimo, iż „Wróbel” wiedział, że przyjazd do Warszawy to ryzykowne rozwiązanie, przyjechał do stolicy, aby omówić przygotowania żołnierzy Grup Szturmowych do akcji w Sieczychach. Na spotkanie jednak nie dotarł, gdyż został aresztowany przez Policję Kryminalną na rogu ulic Ordynackiej i Nowego Świata. Zatrzymany, ogłuszony i rozbrojony przez cywilnego agenta Kripo, został przewieziony na al. Szucha. Tam bity i namawiany do współpracy z gestapowcami, nie wydał żadnego z konspiratorów. Został rozpoznany również jako jeden z obrońców willi przy ul. Różanej, gdyż widziano go jak został przywieziony na miejsce. Niektóre źródła podają, iż sam mógł się do tego przyznać, być może chcąc chronić pozostałych członków konspiracji. Ostatecznie Jerzy Horczak ps. „Wróbel” został zakatowany przez Gestapo przy al. Szucha.
Wywiadowi Armii Krajowej udało się ustalić, że agentem, który aresztował Jerzego Horczaka, był mieszkający przy ul. Madalińskiego, funkcjonariusz Kripo Władysław Urbański. Prawdopodobnie znał „Wróbla” z widzenia, więc jego rozpoznanie na ulicach Warszawy nie sprawiło mu większych problemów. Na Władysławie Urbańskim przed aresztowaniem „Wróbla”, ciążył już wcześniej wydany przez Cywilny Sąd Specjalny wyrok śmierci. Po śmierci Jerzego Horczaka, dowódca nowo utworzonej 2. kompanii batalionu „Zośka” Andrzej Romocki ps. „Andrzej Moro”, rozkazał drużynie „Laudańskiego” śledzenie Urbańskiego i rozpoczęcie przygotowywań do jego likwidacji. Pomimo dwóch zasadzek na agenta, harcerzom nie udało się dokończyć akcji. Urbański bowiem stale zmieniał trasę w drodze do pracy. Bojąc się zbyt dużych strat w ludziach, dowódca kompanii nie wyraził zgody na przygotowanie bardziej zdecydowanej operacji. W efekcie akcję odwołano, a Władysław Urbański wojnę przeżył.
Władysław Urbański. Urodził się 12 maja 1912 roku. W Warszawie mieszkał przy ul. Madalińskiego 13/20. Został zapamiętany jako zabójca i prześladowca Żydów. Był członkiem Policji Kryminalnej w Warszawie, która była zamaskowaną grupą dowodzoną przez Gestapo. Ich zadaniem było szukanie ukrywających się Żydów. Dowodził siatką agentów, a podczas swojej działalności zadenuncjował kilkunastu polskich konspiratorów. Wraz z żoną Stanisławą, która również pracowała na rzecz Gestapo, byli w pełni oddani Niemcom.
Urbański wraz z dwójką innych agentów – Marianem Szwedem i Kazimierzem Lubarskim, zatrzymał na początku stycznia 1944 roku Adolfa Bermana. W efekcie udało im się wymusić za niego ogromny okup. Pomimo wydanego na nim przez Cywilny Sąd Specjalny wyroku śmierci i dwóm próbom ataku, przeżył wojnę. W 1955 roku został aresztowany przez Wydział II MBP, ale po spędzeniu ponad roku w więzieniu został, z rzekomego braku wystarczających dowodów, zwolniony.