Nie może tak być, że jakiś zwyrodnialec zaciąga mnie do bramy w samym centrum miasta, brutalnie gwałci, pastwi się nade mną, nikt nie reaguje, nikt mi nie pomaga, a ja kilka dni później umieram. Nie może tak być, że o 5 nad ranem w centrum Warszawy jakiś półnagi zwyrodnialec zaczepia mnie, przewraca i ciągnie po asfalcie i nikt nie reaguje. Teoretycznie miałam szczęście, że pomogli ochroniarze, ale co by się stało, gdyby nie było ich w pobliżu? Zresztą trauma i tak została i pewnie pozostanie ze mną do końca życia – głośno myślę, stawiając się w sytuacji Lizy i Niny, które zostały brutalnie zaatakowane w samym centrum europejskiej, zdawałoby się cywilizowanej, stolicy.
W pewnym stopniu nie mieści mi się w głowie, skąd wynika społeczna znieczulica, dlaczego ludzie przechodzą obok dramatycznej sytuacji i nie reagują? Dlaczego silniejszy dostaje zielone światło na atakowanie słabszego, na pastwienie się nad nim? Ludzie, co z nami? Czy jesteśmy tak skupieni na sobie, że nie widzimy tego co dookoła?
A może blokuje nas strach, że jak spuści się komuś łomot w obronie własnej lub drugiego człowieka, to można odpowiadać za to karnie, mieć problemy? Prawo mamy takie, że gdybyśmy uszkodzili takiego zwyrodnialca, może nas pozwać i prawdopodobnie wygra – dostaniemy wyrok w zawieszeniu, być może (jako osoba karana) stracimy pracę lub prawo wykonywania zawodu, albo pójdziemy z torbami przez horendalne odszkodowanie/ dożywotnią rentę, którą – z pomocą państwa – wyłudził od nas zwyrodnialec.
Wydaje mi się, że prawo nie zachęca nas ani do obrony własnej, ani tym bardziej do obrony obcej nam osoby. To działa na zasadzie: „Nie znam jej/jego, więc nie będę ryzykować”. W zasadzie nie ma co się dziwić. Przecież też mamy dla kogo żyć, a tzw. bohaterski czyn może nas wiele kosztować, często zbyt wiele. Póki nie dostaniemy wsparcia od państwa i włodarzy miasta, nie ma co zachęcać: „nie bądź bierny, reaguj”. Żeby reagować, trzeba mieć narzędzia, być przekonanym, że ma się wsparcie, że ofiara i jej obrońca zawsze będą chronieni, że nagle przez kuriozalne prawo, zwyrodnialec nie zamieni się rolami z ofiarą. Dopóki nie zadbają o nas osoby, które tworzą prawo, dopóty zwyrodnialcy będą gwałcić i katować w samym centrum stolicy. I nie czuję, żebym przesadzała w tej opinii, bo dzieje się coś niepokojącego i tych sytuacji jest coraz więcej. A może zawsze ich tyle było, tylko że nie były nagłośnione i gwałcono i katowano "po cichu"?
W ostatnim czasie opisywaliśmy historię bezpardonowego włamania do mieszkania naszej Czytelniczki podczas jej obecności w tymże mieszkaniu (sic!). Na swoim DAILY opisywałam historię z pigułką gwałtu w drinku znajomej. I to są świeże warszawskie historie. A ile kobiet nosi w sobie takie historie i nie wychodzą one na światło dzienne? Ile jeszcze musi się wydarzyć takich sytuacji i jak bardzo brutalnych, żebyśmy w końcu powiedzieli głośno: nie może tak być!?
Co komu po tym, że prezydent kraju, premier czy prezydent miasta złoży na ręce rodziny Lizy kondolencje, skoro chwilę później Nina mogła podzielić podobny los? A za chwilę spotka to Magdę, Ewelinę czy Monikę. I znowu usłyszymy, że politykom, czyli ludziom, którzy mają realny wpływ na sytuację, jest przykro, że coś z tym trzeba zrobić. I oczywiście na stwierdzeniu, że „coś tam trzeba zrobić”, skończy się. Prezydent Warszawy powie, że mu przykro, ale nie ma narzędzi, bo to nie on tworzy prawo. Premier powie, że też mu przykro, ale to na tyle skomplikowana sytuacja, że trzeba ją dogłębnie przeanalizować – znając życie, pewnie do kolejnych wyborów. A w tym czasie inne Magdy, Eweliny, Lizy, Niny, stracą zdrowie, życie albo – w wersji bardzo optymistycznej – godność.
Jestem oburzona i nie zgadzam się na ignorowanie faktu, że mamy realne powody, żeby nie czuć się bezpiecznie w środku dwumilionowego miasta, w cywilizowanym kraju. Uważam, że osoby, które zarządzają miastem, krajem, rządzą nimi za naszym przyzwoleniem i za nasze pieniądze, dlatego mamy prawo wymagać i rozliczać. I w tym momencie ja wymagam, a przy okazji zachęcam Was, drodzy Czytelnicy, żebyście również zaczęli wymagać.
I tutaj zwracam się do prezydenta Rafała Trzaskowskiego z prośbą o konkretny plan działania, który miałby na celu realne zminimalizowanie kolejnych tego typu sytuacji. Chcę dowiedzieć się, co planuje miasto? A oczekuję, że coś zaplanować musi. Jeżeli pomysłów brak, proszę zaprosić przedstawicieli mediów, mieszkańców, lokalnych aktywistów do rzeczowych konsultacji, których efektem powinny być realne zmiany. I powtarzam: nie może tak być!
Komentarz ten trafi z pewnością do biura prasowego prezydenta i będę informować na stronach WARSAW DAILY, jaką odpowiedź otrzymałam. Nie zadowolę się ogólnikami.
Was, drodzy Czytelnicy, zachęcam do udostępniania tego komentarza w mediach społecznościowych, opatrzenie go hasztagiem #niemozetakbyc i oznaczenie: prezydenta Rafała Trzaskowskiego, wiceprezydent Renaty Kaznowskiej, urzędu Waszej dzielnicy, Waszego burmistrza, Waszych radnych. Tak, ci ludzie mają nam służyć i dbać o nasze dobro i bezpieczeństwo. Nie wymagamy od nich niczego, co byłoby ponad ich obowiązki. Przyłączcie się do akcji WARSAW DAILY! Niech to będzie nasza wspólna, lokalna, społeczna akcja. Zadbajmy o siebie, swoich bliskich, znajomych. Czujmy się bezpiecznie w Warszawie!
Kinga Walczyk
Redaktor naczelna WARSAW DAILY