Ach, spacerowanie – ta prosta przyjemność, którą wyparły biegi, rowery i hulajnogi. Mam swoją trasę spacerową i uwielbiam nią chodzić. Biegać nie lubię, wolę regularnie tańczyć, ale spacer to coś innego. I tak idę sobie sama, bez celu, powoli, bez psa, bo akurat nie mam, a szkoda – bo psiara ze mnie totalna. Wybaczcie kociarze!

Ostatnio przyszła do mnie taka refleksja i zaczęłam się zastanawiać? Czemu jak ktoś biega to jest ok, a jak ktoś spaceruje to patrzą na niego jak na wariata? Ludzie się dziwią, że ktoś może iść sam, bez pośpiechu, jakbym robiła coś dziwnego. Mieliście tak kiedyś? A przecież spacerowanie to nie tylko ruch, to też czas na myślenie, resetowanie umysłu i cieszenie się otoczeniem.

I ten brak psa! Ludzie uważają, chyba że jak spacerujesz, to musisz mieć psa. Bez psa wyglądam jak ktoś, kto zgubił drogę albo cel w życiu. Albo gdybym miała kijki – to przecież już lepiej, bo pewnie "miłośniczka nordic walkingu”.

A tak… Każdy mijany człowiek patrzy na mnie z pytaniem w oczach: "Czy ona wie, gdzie idzie?", "Już trzecie kółko tak robi, zgubiła się?” Ale ja wiem, że nie zawsze trzeba mieć cel. Czasem warto po prostu iść. W dzisiejszym świecie biegacz jest postrzegany jako ktoś aktywny, ambitny, dbający o zdrowie. Każdy biegnący człowiek zyskuje podziw i uznanie, nawet jeśli nie ma konkretnego celu. Dlaczego więc spacerowicz, który również dba o siebie i swoje samopoczucie, jest często uważany za dziwnego? Przecież spacer to także forma aktywności fizycznej, a przy tym sposób na mentalny relaks.

Może spacerowanie jest tak rzadkie, że stało się anomalią w społeczeństwie zdominowanym przez pośpiech i dążenie do celu? Może potrzebujemy więcej spacerowiczów, aby zmienić tę perspektywę. Może wtedy ludzie przestaną patrzeć na mnie z niedowierzaniem, a zaczynają dostrzegać sens w spokojnym, świadomym ruchu?

To co, dołączacie do mojego klubu spacerowiczów?