Jest pewne ryzyko rodzica, który wybiera się na koncert hip-hopowy z dziećmi. Ryzyko polegające na tym, że wspólnie, ramię w ramię, będziemy świadkami tego, co dzieje się na scenie. Usłyszymy i zobaczymy to samo. A zazwyczaj na tego typu koncertach dzieje się dużo. Dużo dziwnych rzeczy, które w duecie rodzic-dziecko trochę krępują.
Wiem, bo byłem na Quebonafide na Torwarze i Macie na Bemowie. Podjąłem jednak to ryzyko. Zabrałem dzieci na koncert Taco Hemingway'a. Okazuje się, że koncert historyczny, bo Taco jako pierwszy raper w Polsce "wyprzedał Narodowy". Były więc tłumy. Sporo boomerów (nie ja), sporo "iksów" (nie ja), sporo "igreków", zwanych Millenialsami (ja) i oczywiście najwięcej "zetek" (moje córki). I co się okazało? Owszem, padały ze sceny różne słowa, które na co dzień padają z ust dorosłych w korkach, na ulicy i w domu. Ale wokół tych słów przekaz był szalenie pozytywny. I choć miałem tego świadomość, że Taco to artysta, który ma sporo ciekawych spostrzeżeń, który ma pozytywny przekaz, to nie sądziłem, że poruszy tak ważny temat dla nas wszystkich (i rodziców i dzieci), jakim jest depresja i ściśle związana z nią samotność. Artysta zwierzył się publiczności, że miał depresję: "Zawsze miałem siłę być w tym samemu, tym razem pomogli mi bliscy. Przez całe dwa miesiące byli obok, wyciągnęli mnie z tego. Dlatego proszę Was - nie bądźcie z tym nigdy sami!". Po chwili zachęcał, aby dbać o swoich znajomych, swoich bliskich i odzywać się do nich, rozmawiać z nimi, pisać do nich. Zachęcał też do realizowania swoich marzeń, podając jako przykład samego siebie i to, jaką drogę przeszedł i co osiągnął dzięki marzeniom.
W takich właśnie momentach po raz kolejny potwierdza się pewna mądrość ludu, że kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje lub - cytując "Wielki słownik języka polskiego" - kto nie ryzykuje, ten w kozie nie siedzi (jakkolwiek tego nie interpretować). Zaryzykowałem i stwierdzam stanowczo, że ryzyko się opłaciło. Duma mnie rozpiera, że dzieci i młodzież (nie tylko moje) mogły słuchać takiego przekazu, szczególnie w tak trudnych czasach, gdzie tylko w zeszłym roku w Warszawie i aglomeracji samobójstwo usiłowało popełnić aż 671 osób, a 399 z nich osiągnęło swój cel. Duma mnie rozpiera, że są tacy arytyści jak Taco, którzy wiedzą, jak ogromną moc mają ich słowa, ich przekaz. Zresztą... Chyba wszystkie "zetki" śpiewały dosłownie każdy kawałek wspólnie z Taco, co - dla mnie - było zjawiskowe! Nie wspomnę o wspólnym śpiewaniu z Bartosiewicz, czy Darią Zawiałow. Sam Oki, który również był wczoraj gościem na Narodowym, krzyczał ze sceny, że "Taco to najlepszy raper w Polsce". Ja się pod tym podpisuję. I myślę, że sam Hemingway, ukazujący człowieka poszukującego sensu życia w walce z naturą i wrogiem, wczutując się w twórczość Taco, byłby z niego dumny!