W kwietniu br. minęły 23 lata od zamordowania byłego ministra sportu, ulubieńca kibiców piłki nożnej, Jacka Dębskiego. Wówczas wystawiła go zabójcy Halina Galińska, znana w przestępczym świecie Warszawy jako „Inka”. Choć mówiło się, że Galińska uwiodła Dębskiego, to wszyscy wiedzieli, że tak naprawdę była oczami i uszami Jeremiasza Barańskiego, jednego z najpotężniejszych polskich gangsterów. Monika Sławecka, autorka książki „Niewinna Inka”, przekopała tony akt sądowych i rozmawiała z ludźmi, którzy spotkali na swojej drodze "Inkę", a wszystko po to, żeby odtworzyć portret kobiety, dla której uroda i piękne ciało były niezawodną bronią. W rozmowie z WARSAW DAILY opowiada o przestępczej Warszawie lat 90-tych i o kulisach pracy nad książką.

WARSAW DAILY: Skąd pomysł na taki temat książki?

Monika Sławecka: Tematami gangsterskimi, mafijnymi, dotyczącymi Warszawy i okolic, zajmuję się od dłuższego czasu. Zgłębiam je nie tylko pod względem zawodowym, ale i hobbystycznym. „True Crime’owa” działka to właściwie taka hybryda – trochę kultury i trochę rozrywki, dlatego bardzo dużo osób chętnie sięga po tego typu literaturę czy filmy. Lubimy poczuć silne emocje, ale jednak z „tylnego fotela”, w domowym zaciszu. Mimo styczności z mocnymi historiami, czujemy się komfortowo, jesteśmy w tym wszystkim bezpieczni, nic nam nie grozi. Na co dzień jesteśmy z reguły przebodźcowani, zestresowani, zmęczeni codziennymi sprawami, trudem życia. Dodatkowo zasiewa się w nas strach, związany z potencjalnymi działaniami militaryjnymi, dlatego analizując te wszystkie aspekty, można stwierdzić, że żyjemy w dość trudnych czasach. W związku z tym każdy z nas, na swój własny sposób, próbuje znaleźć jakąś formę odskoczni, ukierunkowania myśli na inne tory. Jednym ze sposobów jest literatura i obcowanie z historiami, które znamy, a które kiedyś wywołały w nas jakieś studium emocji, wzbudziły konkretne wrażenia a teraz możemy wrócić do nich i ponownie zgłębić niezgłębiony wcześniej temat. Na temat większości tych niebezpiecznych historii mamy mało informacji, to takie niedokończone wątki, dzięki czemu cały czas żyją one w naszej podświadomości.

Rozumiem, że w przypadku Twoim i „Inki” było podobnie?

Kierowały mną nie tylko te same motywacje, ale przede wszystkim osoba "Inki", która żyła w miłosnym trójkącie emocjonalnym – ona, Jacek Dębski i Jeremiasz Barański „Baranina”. Z trójkąta odpadł Jacek Dębski, którego "Inka" wystawiła na strzał Tadeuszowi Maziukowi „Saszy”, będącego żołnierzem „Baraniny”. "Inka" była nie tylko kochanką, ale i prawą ręką Jeremiasza Barańskiego – niesamowicie intrygującego mężczyzny, „półboga”, który prowadził bardzo szerokie, nielegalne biznesy, m.in. w Polsce. Jego dealerzy zajmowali się transportem na Zachód przeogromnej ilości narkotyków. Mało ludzi wie, że w latach ’90 pod Skarżyskiem-Kamienną było prawdopodobnie najlepsze laboratorium produkujące narkotyki na skalę przemysłową, koordynowane przez genialnego chemika – „Profesora”. Wspomniany „Profesor” prowadził biznesy właśnie z Barańskim.

W czym tkwiła moc Barańskiego?

Barański był bossem jaki kojarzy nam się z Don Vito Corleone z „Ojca chrzestnego” czy Al Capone, czyli bardzo elegancki, dostojny, bystry mężczyzna. Był gangsterem z paszportem dyplomatycznym, załatwionym zresztą w bardzo cwany sposób, stając się tym samym honorowym konsulem Nigerii. Dzięki temu mógł z większą łatwością przemycać narkotyki i broń, dlatego działał z ogromnym rozmachem, zarabiając niewyobrażalne pieniądze. Tamten okres to taki renesans działalności przestępczej „Baraniny”. I wtedy właśnie wpadła mu w oko bardzo ciekawa dziewczyna – Halina Galińska – która była narzeczoną jednego z żołnierzy „Baraniny”. Mówiąc „żołnierzy” mam na myśli chłopców od brudnej roboty. Różnica wieku pomiędzy tym „nobliwym” biznesmenem a młodą "Inką" rzucała się w oczy, poza tym "Inka" była piękna i inteligentna, władała językami obcymi, dlatego też stała się trofeum „Baraniny”. To była nie tyle miłość co dwustronna obsesja na swoim punkcie.

„Obsesja” – brzmi niebezpiecznie?

„Baranina” był czystej krwi psychopatą, bardzo niebezpiecznym człowiekiem. Ludzi zjednywał sobie wyłącznie w celu zrobienia biznesu – z nimi lub ich kosztem. Analizował na ile opłaci mu się dana znajomość. Początkowo to on imponował "Ince", natomiast później również to ona imponowała jemu. Zarabiała przy nim krocie, rozsmakowała się w luksusie, którego dotychczas nie zaznała.

Tym bardziej, że była to dziewczyna z Otwocka, ze zwykłego domu.

Nawet nie powiedziałabym, że zwykłego, bo był to dom patologiczny, w którym nie było pieniędzy, natomiast rządziła wódka i przemoc. Nagle zaproszono ją do świata wielkich pieniędzy, ubierała się w kreacje topowych projektantów – Chanel, Dior. Zaczęła „bywać” w wielkim świecie i to przy boku swojego „boga”. To, co istotne, to „Baranina” był cały czas przy „Ince”. I nie mam tutaj na myśli fizycznej obecności, bo ze względów bezpieczeństwa, przebywał w Austrii – w luksusowej wilii niczym z filmu – tylko obecność mentalną, ciągłe kontrolowanie „Inki”. Właściwie cała ta historia jest taka filmowa. I ja też myślę w sposób bardziej filmowy niż literacki, dlatego czytelnicy „Niewinnej Inki” zauważyli, że mam tendencję do lekkiego opowiadania o rzeczach ciężkich, trudnych, skomplikowanych.

Zgadzam się, książkę czyta się jednym tchem. Nawiązując do wspomnianego przez Ciebie trójkąta, mamy w nim jeszcze Jacka Dębskiego…

Jacek Dębski był łodzianinem, bardzo blisko związanym z klubem ŁKS Łódź. Był bardzo lubianą osobą. Pochodził z inteligenckiego, zasobnego domu, jednak i tak szokuje fakt dorobienia się przez niego ogromnych pieniędzy – bez problemu pożyczył koledze milion dolarów. Abstrahując od tego, mówimy o lubianym człowieku, siedzącym na ministerialnym stołku, który zaczyna popadać w problemy, bo za dużo gada. Właśnie z tego powodu stracił wspomniany „stołek” – powiedział rzeczy, których nie powinien mówić. Degradacja zawodowa odbiła się na jego psychice przez co popadł w niebyt – ukojenia szukał w alkoholu i narkotykach.

Alkohol i narkotyki były chyba nieodłącznym aspektem życia ówczesnej elity, ludzi bogatych?

Co do narkotyków, to mieliśmy wtedy bardzo dobry układ z Kolumbią, czego efektem był nasz szlak przemytowy najlepszej kokainy. Warszawskie środowisko polityków, celebrytów, gangsterów chętnie z tego korzystało. Ci ludzie właściwie zwariowali na punkcie kokainy. Dotychczas znali tylko wódkę, która osłabia na dłuższą metę, a tu nagle mają pod ręką narkotyk, który dodaje im sił i pewności siebie, zaczynają żyć z rozmachem, tak że wielu z nich można zaliczyć do utracjuszy.

Które warszawskie miejsca są kluczowe, biorąc pod uwagę historię "Inki", "Baraniny" i Dębskiego?

W latach 90-tych wszyscy ważni bawili się, a często mieszkali, w hotelu Victoria i tam też Jacek Dębski urządził urodziny. Podczas imprezy był pilnowany przez Inkę, ponieważ informacje jakie posiadał w połączeniu z alkoholem i narkotykami, były niebezpieczną mieszanką wybuchową. Po kilku godzinach zabawy, towarzystwo postanowiło pojechać na ”aftera” do lokalu Cosa Nostra przy Wale Miedzeszyńskim. I to właśnie drugie, kluczowe miejsce. A trzecie to więzienie na Olszynce Grochowskiej, do którego "Inka" trafiła na osiem lat, z krótką przerwą na Grudziądz.

Jak żyły kobiety związane ze światem przestępczym; czy ich życie było pełne przepychu, drogich ubrań, gadżetów?

Kobiety wywodzące się z kryminalnych, patologicznych środowisk, nie miały potrzeb typu drogie, markowe ubrania. Wszystkie kobiety, które wywodziły się ze Żbikowa, czyli z miejsca mafii pruszkowskiej, już dawno zmarły w wyniku wyniszczenia chorobą alkoholową. Natomiast jeżeli mówimy o kobietach, które dorobiły się fortun na obrocie narkotykami, mogły pozwolić sobie na wszystko. Gdyby nie ich ubogi język i taka przaśność w ubiorze, makijażu, z pewnością ich bardzo droga garderoba, biżuteria zbliżałaby je w kierunku dam.

Ale "Inka" nie była przaśna?

"Inka" miała klasę, to fakt. Zresztą nie tylko ona, bo Monika Banasiak, żona "Słowika", w latach ’90 wyglądała jak Jolanta Kwaśniewska. Była bardzo elegancka, nosiła świetną fryzurę i ubrania, prezentowała się niczym prawdziwa dama.

Co wydarzyło się na przestrzeni lat, że zorganizowane grupy przestępcze, które reprezentowała "Inka", odeszły do lamusa?

Przez lata rozrastały się struktury prawne, dzięki czemu Polska stała się bardziej cywilizowanym krajem. Odkąd wszedł monitoring, ukróciła się możliwość przekłamywania wszystkiego. Zaczęły też znikać transporty z papierosami, czy nielegalnym spirytusem, czy też samo wytwarzanie go. Na pewno ukrócono też agencje towarzyskie i handel żywym towarem. Pamiętajmy, że wielu polityków budowało kariery na tym, że obiecywali zlikwidować grupy przestępcze, dlatego przykładano wagę do zmian w Kodeksie Karnym. Zwykli obywatele, drobni przedsiębiorcy, żyli z pewną pętlą na szyi, która konsekwentnie zaciskała się – grupy przestępcze żerowały na tych ludziach, pobierając różnego rodzaju haracze. Kradzieże i porwania nie były niczym nadzwyczajnym. To była jedna wielka łobuzerka i kiedyś musiał nastać jej kres. Przestępcy przerzucili się na bardziej wyrafinowane formy typu okradanie VAT-u, czyli państwa.

Jak wyglądała Twoja praca nad researchem do książki i czy podobał Ci się ten etap?

Research to jest znakomity czas, bo dzięki temu fundamentowi buduje się całą konstrukcję fabularną książki. „Niewinna Inka” to hybryda powieści i reportażu, tym bardziej research był tutaj kluczowy. Musimy wiedzieć, że to nie jest częste zjawisko, gdy z rąk gangstera ginie ktoś z oficjeli państwa, dlatego przez rok rozmawiałam z bardzo ważnymi ludźmi – z punktu widzenia organów ścigania. Wśród moich rozmówców była m.in. sędzia Barbara Piwnik. Rozmawiałam też z generałem Adamem Rapackim, który w ramach grupy 'Maraton' zebrał najlepszych policjantów, zajmujących się przez wiele lat obserwacją oraz zbieraniem informacji dotyczących początkowo Jeremiasza Barańskiego, a później i Inki. Najciekawsze dla mnie było odkrywanie rzeczy, o których nie pisała prasa oraz odkłamywanie wielu nieprawdziwych, zmanipulowanych informacji.

Czy to, że na co dzień żyjesz w Warszawie, znasz to miasto, miało wpływ na książkę?

Na pewno możliwości jakie daje miasto otwierają głowę do tego stopnia, że nie widzi się żadnych przeszkód w budowaniu miejsca akcji. Czy książka wyglądałaby inaczej, gdybym mieszkała gdzie indziej? Trudno stwierdzić. Natomiast jeżeli mieszka się w danym mieście z pewnością odczuwa się pewną przynależność, lokalny patriotyzm i takie „ulubienie” tego miasta i rzeczywiście bierze się na tapet tematy z nim związane. Chyba nie zabrałabym się za żadne inne miasto. Teraz będę pracować nad książką, która też ma związek z Warszawą i jej obywatelami. Chyba naszymi wyborami kieruje umiłowanie do jakiejś ziemi i wcale nie musimy wywodzić się z niej czy mieszkać tam, ale sama sympatia do tego miejsca wpływa na zainteresowanie nim, a potem na zrobienie z niego przedmiotu naszej pracy.

Jedna z bohaterek „Niewinnej Inki” – Anna – zamieszkuje w pewnej chwili w apartamencie znajomego przy ulicy Książęcej. Anna to fikcyjna bohaterka, a więc ulokowanie jej przy tej ulicy było wyłącznie Twoim wyborem. Dlaczego akurat Książęca?

Zanim wyjaśnię, chciałabym jeszcze nawiązać do poprzedniej lokalizacji, w której mieszkała Anna z mężem, czyli w charakterystycznym budynku, tzw. Operze, znajdującym się przy Ogrodzie Saskim. W moim odczuciu jest to jeden z najbardziej imponujących warszawskich budynków, dlatego ulokowałam tam bohaterów. Poza tym zależało mi na bliskości hotelu Bristol. Natomiast ulica Książęca pojawiła się dlatego, że dawno temu Plac Trzech Krzyży był moim ulubionym miejscem, a szczególnie trzy lokale znajdujące się obok siebie – Szpilka, Szparka, Szpulka. Zresztą Plac sam w sobie jest ciekawym miejscem, taką hybrydą Rzymu i Paryża, dlatego urzeka. A że mam kolegę, który mieszka w apartamentowcach przy Książęcej, wiem że szczycą się one pięknymi widokami oraz basenem, w którym to pływała moja bohaterka Anna. Skąd wybór tak eleganckich miejsc? Wyobraziłam sobie siebie na miejscu Anny. Uznałam, że kobieta, która ma pieniądze, a która dobija do dna swoich cierpień, postanawia że jak cierpieć to tylko w luksusie. Myślę, że w przypadku kobiet, które w większości są estetkami, leczenie duszy w pięknym, eleganckim miejscu, z ciekawym historycznym rodowodem, jest po prostu skuteczne. Mężczyźni raczej leczą się w ten sposób, że idą w miejskie odmęty nocy, natomiast kobieta, niezależnie co wydarzy się w nocy, rankiem będzie chciała obudzić się w eleganckim, zadbanym łóżku hotelowym.

Zaraz po wyjściu z więzienia "Inka" została świadkiem koronnym z ramienia wiedeńskich służb. Jak myślisz, co mogło być dalej?

"Inka", wychodząc z więzienia, pokazała środkowy palec fotoreporterom a następnie wsiadła do pięknego Mercedesa i ulotniła się niczym kamfora. To, że wyszła za mąż za jakiegoś milionera uważam za mit. Być może zrobiła to tylko po to, żeby jak najszybciej zrzucić swoje nazwisko. Książkę o Ince mogłam napisać dlatego, że w ramach naszego systemu prawnego, Inka jest dzisiaj „człowiekiem-duchem”, ponieważ stając się współpracownikiem służb austriackich przyjęła nową tożsamość i mieszka w wybranym przez siebie rejonie świata. Mam nadzieję, że zaczęła prowadzić normalne życie. Z drugiej strony, zastanawia mnie, czy po tym wszystkim co przeżyła, da się żyć normalnie…

Rozmawiała: Kinga Walczyk