Syreny są stworzeniami pochodzącymi z mitologii greckiej i rzymskiej, według której w swej naturze były niebezpieczne i przebiegłe. Wyglądały jak pół kobieta, pół ptak albo pół kobieta, pół ryba. Można stwierdzić, że syrena to uosobienie femme fatale, czyli kobiety, która przyciągała mężczyzn swoim urokiem i potem im szkodziła. Te z mitologii wręcz zabójczo szkodziły mężczyznom. Dlaczego zatem w herbie Warszawy mamy syrenę – pół kobietę, pół rybę i to z takimi atrybutami jak miecz i tarcza?
Herb Warszawy zmieniał się na przestrzeni wieków. Na początku był to potwór z ludzkim ciałem, nogami wołu i ogonem lwa, który trzymał tarczę i miecz. Dopiero w renesansie postaci nadano cech kobiecych, ale pozostawiając jeszcze smocze skrzydła, pazury, ogon i łuskowate uda. W oświeceniu natomiast potwora zastąpiono postacią półnagiej kobiety, dając jej do trzymania modną orientalną szablę i tarczę, natomiast w miejsce nóg dano jej rybi ogon. Obecny herb Warszawy z syreną trzymającą miecz i tarczę został przyjęty w dwudziestoleciu międzywojennym.
Wszystko, co powyżej, to oczywiście bujdy na resorach. Musisz poznać prawdziwą historię o Syrence Warszawskiej. Zapraszam!
Dawno, dawno temu, kiedy w morzu mieszkały syreny, Warszawa była małą wioską rybacką. Pewnego dnia jedna z syren opuściła Bałtyk i popłynęła na południe. Była to ta Syrenka. Podążała ona w górę Wisły, podziwiając widoki, a gdy poczuła się zmęczona, zatrzymała się, aby odpocząć na piaskowym brzegu. Było to niedaleko dzisiejszych mostów Śląsko-Dąbrowskiego i Gdańskiego.
Syrenka rozglądała się po okolicy i uznała, że jest ona wyjątkowo piękna. Pomyślała: „Mamusiu, jak tu pięknie! Dlaczegoż by tu nie zamieszkać?". Jak pomyślała, tak zrobiła. Syrenka w dzień bawiła się w płytkiej wiślanej wodzie przy brzegu, a nocą odpoczywała w głębinach rzeki. Bardzo lubiła łowić ryby na wędki, co zadziwiało warszawskich wędkarzy. Oczywistym było, że im nikt nie wchodził w drogę, gdy ich spławiki unosiły się na wodzie. Wędkarze próbowali krzykami wystraszyć Syrenkę, ale ta zupełnie się ich nie bała i w odpowiedzi zaczęła śpiewać piosenkę o nadwiślańskim świcie, którą ułożyła już pierwszego ranka po przybyciu w tę okolicę. Kormorany, rybitwy, a nawet bobry przystanęły, by posłuchać tej wyjątkowej pieśni. Wędkarze z kolei tak się wzruszyli, że zrezygnowali z prześladowania tej cudnej istoty i obiecali, że nikomu nie pozwolą jej skrzywdzić. „Pani się nie martwi, będzie dobrze. Wiadomo, że pani jest nasza, nazywa się pani przecież Syrenka Warszawska” – mówili.
Niestety pewnego dnia Syrenka znalazła się w niebezpieczeństwie, mimo osobistej ochrony lokalnych wędkarzy. Pewien chciwy biznesmen postanowił wykorzystać syreni piękny głos na jarmarku. Podszedł do Syrenki, maskując się sprytnie za krzakiem wyrwanym z miękkiego przybrzeżnego mułu. Porwał kobieto-rybę i zamknął ją w drewnianej skrzyni, którą miał przygotowaną w piwnicy niedaleko Kamiennych Schodków. Syrenka, będąca wszak morskim stworzeniem, nie była w stanie śpiewać ani na prośbę, ani na groźbę chama. Zniewolone w skrzyni wodne stworzenie było bezsilne w swoim smutku i tęsknocie za wolnością. Na szczęście krzyki w piwnicy nad skrzynią usłyszał syn wędkarza, który był prawdziwym warszawskim cwaniakiem, odznaczającym się mądrością, wysoką kulturą osobistą i szerokim gronem bliższych i dalszych przyjaciół. Chłopak poprosił ziomków o pomoc, z którymi udało mu się z łatwością uwolnić Syrenkę. Biznesmenowi wystarczyła bowiem elegancka prośba o uwolnienie damy. Oczywiście gdy ta była już bezpieczna za ich plecami, chama warszawscy chłopcy szybko nauczyli kultury i pokazali mu, gdzie raki zimują.
Syrenka Warszawska, wdzięczna za przywróconą wolność, obiecała wędkarzom, że sama też zawsze będzie chronić Warszawę i jej mieszkańców. Jako prawdziwa dama, dotrzymała słowa i do dzisiaj jest z nami zawsze gotowa do działania oraz wyposażona w praktyczny ekwipunek do nadwiślańskich spotkań z osobami, które zapomniały dobrych manier.
Jeśli dziś wyjdziesz wieczorem na spacer po Warszawie, bardzo możliwe, że spotkasz Syrenkę. Bywa ona na budynkach, latarniach, witrażach, szyldach, a także przechadza się brzegiem Wisły lub na przykład wcina bułkę z pieczarkami na Rynku Starego Miasta. Nie muszę przypominać, że należy się z Syrenką kulturalnie przywitać i nie rzucać mięsem w jej towarzystwie. Uprzejmie proszę przy tej okazji, by po wspaniałej uczcie z widokiem na Wisłę pamiętać o zabraniu ze sobą osobistych śmieci jak puste butelki czy torebki po chipsach. Dziękuję.
Sylwia Chrabałowska
Ekspertka ds. zarządzania i komunikacji. Prezeska wydawnictwa Moc Media, prezeska Fundacji Moc Kobiet, II przewodnicząca rady nadzorczej IDH SA, członkini Chapter Zero Poland i Polskiej Izby Książki oraz Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. Doktorantka w Instytucie Zarządzania SGH i mentorka Programu Mentoringowego SGH.