Szlak do WC symbolem architektonicznej determinacji
Bartek
Matusiak
Toaleta w Parku Skaryszewskim – monumentalna inwestycja, o której w stolicy mówi się już więcej niż o Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Cóż, kto by pomyślał, że luksusowy przybytek za cenę niewielkiego mieszkania w Warszawie (650 tys. zł) okaże się polem minowym... dla błota? Bo przecież nikt nie przewidział, że elegancka, automatyczna toaleta potrzebuje równie eleganckiej ścieżki, żeby można było z niej skorzystać bez brodzenia po kostki w mazurskich klimatach.
Ale oto jest! Tymczasowa alejka – prawdziwy majstersztyk szybkiego reagowania! Wyboje zostały załatane, błoto ujarzmione, a mieszkańcy mogą teraz zażyć kultury sanitarnej na najwyższym poziomie. Co więcej, mieszkańcom obiecano, że docelowa ścieżka powstanie już w 2025 roku. Można tylko mieć nadzieję, że do tego czasu nie skończy się moda na luksusowe toalety – ani cierpliwość warszawiaków.
Jak wyjaśniają urzędnicy, budowa tej toalety była wyzwaniem. No bo przecież przyłącza, bo konserwator zabytków, bo konsultacje i biurokratyczny labirynt. Słusznie ktoś zauważył, że w parku przyłącza to nie bułka z masłem – ale czy trzeba było piec ciasto za pół miliona, żeby upiec ten chleb?
Najbardziej wzruszające są jednak zapewnienia, że błoto było problemem przejściowym. Tymczasowa ścieżka jest niczym plaster na ranę, a docelowe rozwiązanie ma być prawdziwym arcydziełem inżynierii parkowej. Tylko czy ktoś jeszcze pamięta, że mówimy o drodze do… toalety? W tym tempie Warszawa może stać się pierwszą stolicą, w której szlak do WC będzie symbolem architektonicznej determinacji.
Nie pozostaje nic innego, jak pochylić czoła przed monumentalnym osiągnięciem, jakim jest „sanitarny raj” za 650 tys. zł. I może kiedyś, stojąc w kolejce do tej legendarnej toalety, zastanowimy się, czy nie warto było po prostu postawić toi-toia. Na suchym gruncie rzecz jasna.
Bartek MatusiakWydawca WARSAW DAILY
Aktywiści z Ostatniego Pokolenia – blokowanie ulic to ślepa uliczka
Bartek
Matusiak
Blokowanie ulic, paraliż komunikacyjny i irytacja warszawiaków – to efekty, które na stałe wpisały się w krajobraz stolicy podczas protestów Ostatniego Pokolenia. Choć ich intencje są słuszne, metody, które wybierają, wywołują jedynie frustrację i agresję mieszkańców. Niestety, w moim odczuciu, brak kreatywności tych działań jest wręcz przerażający.
Zamiast szukać nowych, bardziej konstruktywnych sposobów na zwrócenie uwagi na kryzys klimatyczny, aktywiści wciąż decydują się na tę samą strategię: utrudnianie i tak już trudnego życia mieszkańcom. Problem polega na tym, że takie podejście przynosi efekt odwrotny do zamierzonego. Zamiast budować poparcie dla swoich postulatów, jedynie alienują potencjalnych sojuszników.
Nie dziwię się decyzji TVP3 Warszawa o zaprzestaniu promowania działań Ostatniego Pokolenia. Jak zauważył dyrektor Jakub Sito, aktywiści działają głównie po to, by przyciągnąć uwagę mediów. Bez niej ich protesty tracą sens. Pytanie tylko, czy odebranie im TVP3 zmusi ich do zmiany strategii, czy też znajdą inne, równie kontrowersyjne metody?
Jednocześnie, jako wydawca serwisu WARSAW DAILY, chciałbym wyjść z propozycją konstruktywnego dialogu. Jeśli aktywistom naprawdę zależy na edukacji społeczeństwa i budowaniu świadomości klimatycznej, jestem otwarty na współpracę. Możemy wspólnie stworzyć specjalną kampanię informacyjną oraz dedykowane podstrony, które w przystępny sposób będą tłumaczyć najważniejsze zagadnienia związane z ochroną klimatu.
Takie działania mogą realnie wpłynąć na postawy warszawiaków i szerzej – Polaków. Kluczem do sukcesu jest jednak niekonfrontacyjne podejście, które nie wywołuje gniewu, ale inspiruje do działania. Warszawa zasługuje na merytoryczną dyskusję, a nie kolejne korki na ulicach. Ale oczywiście to od Ostatniego Pokolenia zależy, czy wybierze drogę dialogu, czy pozostanie na kursie prowadzącym donikąd.
Bartek MatusiakWydawca WARSAW DAILY
Rowerzyści, nie zostawiajcie trwałych śladów!
Bartek
Matusiak
Ach, most pieszo-rowerowy – wielka nadzieja stolicy, zaprojektowany jako elegancka przeprawa dla pieszych i rowerzystów. I kto by pomyślał, że ten „symbol nowoczesności” stanie się nie tylko atrakcją turystyczną, ale także poligonem doświadczalnym dla opon rowerowych i hulajnogowych. Bo oczywiście, nikt nie przewidział, że najnowsza, gładka nawierzchnia z marszu stanie się polem do szaleńczych hamowań i akrobacji na dwóch kółkach, zostawiając po sobie nie takie już subtelne ślady.
Drogowcy, zamiast przyznać się do delikatnej wpadki projektowej, wzięli na siebie ciężar misji „czyszczenia mostu jak nowy”. Jakże to wzruszające, gdy chwalą się, że „wyczyszczone fragmenty wyglądają niemal jak w dniu otwarcia”. Cóż, może nie aż tak – w końcu nowe ślady opon to też część charakteru. Ale nie martwmy się – cała nawierzchnia na pewno będzie znowu błyszczeć jak po pierwszym otwarciu… przynajmniej na chwilę, zanim znowu rowerzyści postanowią na niej zostawić „artystyczne” pamiątki po kolejnych ostrych hamowaniach.
Drogowcy zapewniają, że „brudzenie się posadzki to naturalna kolej rzeczy”. Owszem, jak w każdym idealnym świecie, w którym nawierzchnia mostu jest odporna na wszystko… oprócz rowerów. A kiedy czyszczenie nie daje pełnych efektów, bo przecież nie da się wyczyścić wszystkiego – no cóż, lepiej zrobić z tego atut, prawda? W końcu, kto nie chciałby przejść po moście, który „wciąż przypomina ten z dnia otwarcia”, tylko z kilkoma dodatkowym śladami użytkowania, które już na zawsze wpisują się w jego historię.
I oczywiście, najpiękniejsze na koniec: „Prosimy, nie zostawiajmy trwałych śladów”. No tak, bo przecież możliwe jest nie zostawić śladów na gładkiej posadzce, która została stworzona z myślą o perfekcyjnej jeździe... na oponach. W zasadzie, może następnym razem lepiej zainwestować w trawnik obok mostu – tam nie zostanie ani jeden ślad!
Bartek MatusiakWydawca WARSAW DAILY