Rozmawiałam ostatnio z Dagną, jedną z autorek WARSAW DAILY, która - delikatnie mówiąc - była w szoku po przejażdżce Uberem po warszawskich drogach. Dlaczego?

Dagna wracała Uberem wieczorem i ledwo wsiadła do auta, nawet nie zdążyła zapiąć pasów, a kierowca gwałtownie przyhamował, przez co Dagna uderzyła z impetem dłonią i kolanem w siedzenie kierowcy. Jak się okazało, rozkojarzony kierowca nie zauważył rowerzysty, tzn. zauważył go w ostatniej chwili, jakby trochę nie w czas. Uderzenie było tak mocne, że Dagna w pierwszej chwili zastanawiała się, czy nie ma żadnych złamań. Generalnie uderzyła tak mocno o siedzenie kierowcy, że ten odczuł to w plecach i był zszokowany, że wyszła ona z tego cało, właściwie (finalnie) tylko z opuchlizną. To, co najbardziej szokujące, kierowca w zasadzie nie zreflektował się, tylko zamienił to wszystko w żart. Tylko czemu ten dowcip nie bawił Dagny?

Na opowieść Dagny zareagowała nasza koleżanka, która przytoczyła sytuację z dnia poprzedniego, również z udziałem Ubera. Monika dojeżdżała swoim autem do skrzyżowania z zamiarem skrętu w lewo. Zatrzymała się przed wjazdem na skrzyżowanie, żeby przepuścić Ubera z naprzeciwka, lecz ten nie wjechał na skrzyżowanie tylko zatrzymał się wcześniej, na przejściu dla pieszych. Monika pomyślała, że kierowcę zatrzymało czerwone światło, więc zaczęła skręcać w lewo i: „on nagle ruszył, jakby celowo w bok chciał mi przywalić i pewnie wymusić ubezpieczenie; ledwo zdążyłam”.

Może ktoś ma pomysł, w co grał ten kierowca – czy to pojedynczy przypadek, czy jakiś nowy trend?
Ja natomiast miałam niedawno „ciekawą” przygodę z Boltem, którym przemieszczałam się z Targówka na Nowogrodzką i kierowca trochę szarżował autem, tak że momentami zastanawiałam się, czy Hołowczyc nie przerzucił się na Bolta. Najfajniej było na Alejach Jerozolimskich, gdy „Hołowczyc” zabawił się w formułę 1, ale coś mu nie poszło, bo zablokowało nas na torach tramwajowych. I siedziałam w tym aucie, patrząc przez ramię na nadjeżdżający tramwaj. Na szczęście jakiś inny kierowca zlitował się i ustąpił pierwszeństwa, dzięki czemu zjechaliśmy z torów. Nic nie mówiłam, pomyślałam sobie tylko: „Co to (tutaj padło niecenzuralne słowo) miało być?”. Ja wiem, że na Alejach jest natężony ruch i działa trochę prawo dżungli, ale żeby od razu podkładać pasażera pod tramwaj, to chyba lekka przesada?

I sama nie wiem, co myśleć o tym wszystkim. Z jednej strony, lubimy Bolty/ Ubery, bo jest tanio, a przynajmniej często zdecydowanie taniej niż w prawilnych korporacjach taxi. Z drugiej strony, kierowcy tych tanich przewozów są często z tzw. łapanki. Nie wykonują formalnie usług na rzecz firmy, a część z nich nie ma nawet założonej działalności gospodarczej, co pewnie może wpływać na średnio rzetelne podejście do swojej pracy, na robotę po tak zwanych łebkach. Jak widać, co poniektórzy nie potrafią normalnie funkcjonować, gdy nie mają kija nad sobą. I jeszcze jedna, może kluczowa, różnica – w przeciwieństwie do taksówkarzy kierowcy ci nie przechodzą badań psychologicznych i chyba tutaj jest „pies pogrzebany”, bo wydaje mi się, że tym trzem panom z mojej opowieści przydałby się jakiś „kompleksowy rezonans mózgu”.