Do napisania tego DAILY zainspirował mnie reportaż na YouTube (możecie zobaczyć go poniżej, pod wpisem), w którym Paweł Sołtys, znany jako „Pablopavo”, dzieli się swoimi przemyśleniami związanymi z Warszawą. Zachęcam wszystkich do obejrzenia tego materiału, bo jestem przekonana, że nikt kto interesuje się Warszawą, jej historią, zmianami na przestrzeni lat, nie uzna tych 45 minut za stracone.
Paweł Sołtys jest znany szerszemu gronu jako pisarz (trzy nagrody literackie na koncie), wokalista, autor tekstów i kompozytor. Paweł działa w składzie Pablopavo i Ludziki, który możecie kojarzyć z „Karwoskiego” („A przecież stoisz taki młody, taki młody/ i podchodzi dziewczyna i pyta: czy mogę od pana ogień?/ a ty wiesz, że to nie gramatycznie/ i tylko popiół masz…”), „Dancingowej Piosenki Miłosnej”, czy „Ostatniego dnia sierpnia”. W ostatnim z wymienionych tytułów przewijają się „warszawskie poboczności”, jednak Warszawy w twórczości autora jest znacznie więcej – wystarczy pogrzebać w jego muzyce.
Warszawa u Pawła nie pojawia się przypadkowo, bo „wychowywał się” na Sadybie i to właśnie tam nagrany jest wspomniany reportaż. Jak sam mówi o sobie – od urodzenia był obywatelem Stegien, mieszkał w dwunastopiętrowcu przy Maltańskiej a na Sadybę przechodził kładką przy Truskawieckiej. Ekipy z Sadyby i Stegien łączyły się w piwnicy przy Morszyńskiej – „Słuchaliśmy tam muzyki i robiliśmy mniej grzeczne rzeczy”. To właśnie na Sadybie zrodziła się miłość Pawła do muzyki – „Tego, że duch jest ważniejszy od techniki nauczyłem się tutaj”.
„Pierwsza ulica na której się bawiłeś
Chodnik podwórko trzepak
Pierwsza ulica na której się upiłeś
Szlugi lęki i ściepa”
(„Pierwsza ulica”, Paweł Sołtys i Rafał Kołaciński)
Paweł wspomina Sadybę jego młodości i życie na pograniczu miasta ze wsią: z jednej strony wielka płyta, piękne bydynki Sadyby oficerskiej, a z drugiej – w kierunku Siekierek – konie i krowy wypasające się na łąkach. W latach 80. i 90. Stegny nie oferowały tzw. wielkomiejskiej oferty – „to było podmiejskie życie i trzeba było samemu sobie organizować świat”.
Sentymentalna podróż Pawła po Sadybie, wspomnienia o zaprzyjaźnionych rzemieślnikach, którzy mieli swoje punkty usługowe w okolicy – szklarz, zakład czarno-białej fotografii – kończy się w momencie powstania w 2000 roku Sadyba Best Mall, centrum handlowego, zamykającego pewną epokę.
I tutaj przechodzimy do, w moim odczuciu, najważniejszego wątku reportażu, czyli zmian zachodzących w Warszawie i tego, w jakim kierunku to idzie?
Sam Paweł wspomina o aktualnym pomyśle zgentryfikowania (zmiany charakteru części miast) Osiedla Jazdów, na którym znajduje się 90 fińskich, drewnianych domków jednorodzinnych z 1945 roku (budynki pochodziły z reparacji wojennych, jakie Finlandia była zmuszona zapłacić po II wojnie światowej na rzecz Związku Radzieckiego). W domkach mieszkali m.in. Maria Czubaszek, Barbara Wrzesińska czy Jonasz Kofta. Najpierw w 2011 roku pojawił się pomysł burmistrza Śródmieścia dotyczący likwidacji domków, a na początku bieżącego roku do opinii publicznej trafił miejski plan zagospodarowania przestrzeni, z którego wynika, że osiedle miałoby przestać pełnić funkcję mieszkaniową. Domki miałyby być przeznaczone na usługi publiczne z zakresu kultury, administracji i oświaty. Oczywiście spotkało się to z wieloma protestami, ale sprawa, póki co, jest otwarta.
Zresztą przykłady tego typu można mnożyć, o czym mówi sam Paweł: „Dużo chodzę po Pradze, Grochowie, bo teraz tam mieszkam (…) właściwie z mojego Grochowa, sprzed 20 lat, została jakaś 1/3. Nikt z władz nie przejmuje się tym, bo to też jest bez ładu i składu. Ostatnio zabudowano budynek – jeden z najstarszych na Grochowskiej – niby go zachowano, ale obudowano takim 'ogromnym klocem’. Jest to jedna z najbrzydszych rzeczy, jakie w życiu widziałem. Ciągle mam wrażenie, że władze dzielnic, Warszawy, nie zajmują się 'tkanką historyczną' oraz nie myślą o pięknie – jakby to górnolotnie nie zabrzmiało – żeby te dzielnice miały jakiś swój charakter, bo one je miały. I to należy pielęgnować, a nie 'oddajmy je deweloperom i niech robią co chcą’. Wydawało mi się, że po aferze reprywatyzacyjnej ktoś pójdzie po rozum do głowy – jeżeli chodzi o Warszawę – ale w tym czasie działy się rzeczy typu wybudowanie przy Podwalu budynku z Biedronką i Mc’Donaldem a to oznacza, że jeżeli tam można, to można wszystko i wszędzie”.
Trudno nie przyznać Pawłowi racji. W ostatnim czasie mnie osobiście poruszyła koncepcja likwidacji wielu warszawskich ogródków działkowych i wybudowania tam bloków. Osobiście uważam to za poroniony pomysł, ale co ja mogę… Poza tym mam głębokie przekonanie, że gdyby ktoś pozwolił, deweloper zasiedliłby nawet Łazienki Królewskie, o Polu Mokotowskim nie wspominając.
Do czego to wszystko dąży – pozostawiam to czytelnikom do samodzielnej refleksji, a mój felieton spointuję słowami Pawła: „Kiedyś rozmawiałem o tym z moim ojcem, który powiedział: to jest chyba takie miasto, bo mojej Warszawy z lat 60. nie było już w latach 90. Ona zniknęła a teraz znika ta Twoja Warszawa, tak jak wcześniej zniknęła ta przedwojenna, a jeszcze wcześniej XIX-wieczna”.