Gdyby żył Bareja i przejechał się "tam" autem, bądź przeszedł pieszo w "to" miejsce, bez wątpienia miałby temat na kolejną komedię. Kierowcy błądzą "tam" niczym w labiryncie, piesi idą tuż obok samochodów i bluźnią na głos, a mający ze wszystkiego ubaw robotnicy przejeżdżają z taczkami tuż obok aut, niemalże ocierając się o nie. "To" miejsce to oczywiście... Plac Powstańców Warszawy w Śródmieściu, gdzie - jak z pewnością większość czytelników WARSAW DAILY wie - budowany jest parking podziemny. I nie to, że się czepiam, że nie doceniam inicjatywy, bo przecież będzie w końcu gdzie zaparkować. Piję po prostu do tego, że panuje "tam" jeden wielki chaos. Brakuje "tam" osoby z głową, która by ten chaos opanowała. Która by zobaczyła, że samochody jadące z Górskiego nie skręcają w prawo w Powstańców, żeby dojechać do Boduena, lecz - często gęsto - w lewo w Szpitalną (a po chwili zawracają, bo przecież zakaz) lub - co gorsza - na wprost, pod prąd w Brokla, po czym na wstecznym do Szpitalnej, a nawet Górskiego. A wystarczyłoby tylko dobre oznakowanie pionowe i dobre oznakowanie ścieżek dla pieszych. I chaosu brak. Inwestycja jednak duża, więc rozumiem, że na takie fanaberie nie znalazły się środki w budżecie.

Bartek Matusiak
Wydawca WARSAW DAILY